Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!

Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

piątek, 18 grudnia 2015

Nauczyciel I

      Post dedykowany Vanilii. Pewnie wie dlaczego xD

  Z trudem utrzymywałem się w pozycji siedzącej, przechylając się co chwilę w stronę ławki i odsuwając od niej. Jak nigdy wcześniej wydawała mi się idealnym miejscem na drzemkę. Okoliczności jednak nie były zbyt sprzyjające.
     Sprzedałem sobie mentalnego liścia w twarz na rozbudzenie. Nie pomogło za bardzo, ale przynajmniej znów byłem w stanie zrozumieć, co mówi nauczyciel. Chociaż religia nie była zbyt porywającym przedmiotem szkolnym, to mimo wszystko starałem się uważać. Zwłaszcza że z tego materiału będziemy mieć sprawdzian...
     Przeciągnąłem się dyskretnie, zerkając na zegarek, który wisiał na ścianie. Jeszcze tylko pięć minut i koniec lekcji.
     Obok mnie przeszedł katecheta. Nie zwróciłem na niego wcześniej uwagi, dlatego wzdrygnąłem się lekko. Ciche postukiwanie obcasów rozchodziło się po klasie. Poza tym w pewnym sensie hipnotyzującym dźwiękiem słychać było też spokojny głos Mary, czytającej tekst z podręcznika. Zerknąłem do swojej książki, żeby móc śledzić tekst, gdyby profesor zechciał zmienić osobę czytającą. Nic dobrego nie spotykało osoby, która nie skupiała się na jego lekcji.
     Mery doczytała ostatni akapit do końca, tym samym mogliśmy uznać temat za zakończony. Uśmiechnąłem się na myśl o tym, że już w sumie weekend. Miałem zamiar spakować przynajmniej piórnik do torby, zanim zadzwoni dzwonek, jednak katecheta zerknął na mnie podejrzliwie, więc porzuciłem ten pomysł.
     Mężczyzna potrafił przeszywać spojrzeniem na wskroś. I nie była to jego jedyna wada. Często zachowywał się na swój sposób wrednie i miał skłonności do nadużywania sarkazmu. A ja jednak na swój sposób go lubiłem.
      - Jeszcze zadanie domowe na koniec - oznajmił.
     Przeważnie w takiej sytuacji wszyscy uczniowie jęczeli z niezadowolenia, jednak na lekcji u profesora Michaelisa coś takiego było nie do pomyślenia.
     Sięgnąłem po pióro, którym zwykle pisałem i przygotowałem się do zapisania pracy domowej.
      - Opisz, co to jest cywilizacja życia i cywilizacja śmierci - podyktował. - I bez przepisywania z internetu - dodał po chwili.
     Akurat gdy wszyscy zapisali zabrzmiał dzwonek. Na początku od jego dzwonienia bolała mnie głowa, ale zdążyłem się już przyzwyczaić.
      - Możecie iść. - Przetarł okulary ściereczką, po czym włożył je do ciemnobrązowego pudełka.
     Wszyscy spakowali się dopiero, gdy na to przyzwolił, po czym spokojnym krokiem opuścili klasę od geografii, w której mieliśmy lekcję.
     Jak zwykle wychodziłem na szarym końcu. Nie lubiłem się przepychać i w dodatku miałem okazję przyjrzeć się jeszcze swojemu nauczycielowi pod koniec dnia. Lubiłem się na niego patrzeć, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Powiedzmy, że po prostu jego wygląd wpasował się w moje poczucie estetyki.
     Mężczyzna zaczesał długi kosmyk czarnej grzywki za ucho, więc kątem oka dostrzegł, że mało elegancko się w niego wgapiam. Speszony wydukałem pożegnanie i niemalże wybiegłem z klasy.

     Czasami zastanawiałem się na szczególnym przypadkiem, jakim był Ciel Phantomhive, jednak moje rozmyślania nad nim nie były owocne. Nie wiedziałem czemu reaguje na mnie niczym spłoszone zwierzę.
      Zerknąłem za okno. Pogoda zaczęła się psuć. Wiało dość mocno i zapowiadało się na deszcz. Przyjrzałem się przez chwilę swojemu odbiciu w oknie. Może chłopakowi wydawałem się przerażający? Rafael często mi mówił, że wyglądam strasznie. Oceniłem prawy, potem lewy profil. Hmmm... co najwyżej bezlitośnie...
     Porzuciłem swoje odbicie i chwyciłem w prawą dłoń aktówkę, w lewą natomiast klucz od klasy. Zaczęła mnie boleć głowa, a jak na złość tabletki mi się skończyły. Zamknąłem drzwi od trzynastki i skierowałem się do pokoju nauczycielskiego. Na szczęście to była już ostatnia lekcja w tym tygodniu, więc może uda mi się  dojść do domu z bolącą głową.


     Do domu doszedłem stosunkowo szybko. Pewnie przez tą pogodę. Gdyby mnie zmoczyło, z pewnością bym zachorował, a nie za bardzo mogłem sobie teraz na to pozwolić. Dopiero od tygodnia chodzę do szkoły, bo choróbsko zdążyło mnie już raz rozłożyć na łopatki.
     Wszedłem do domu. Było cicho. Ciocia Ann zapewne spała bądź leczyła kaca po nocnym balowaniu. Nie miałem jej tego za złe, chociaż byłoby miło, gdyby dawała mi się wysypiać częściej. W zasadzie nie byłem głodny, więc po zdjęciu butów i kurtki poszedłem do swojego pokoju.
     Rzuciłem torbę z książkami pod biurko i opadłem na łóżko. Ten tydzień mnie zmęczył. A raczej poprzedni tak mnie rozleniwił. Gdy burzy się moja rutyna dnia i mam za dużo wolnego czasu to czasami naprawdę okropnie się rozleniwiam.
     Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i położyłem obok poduszki. Zastanawiałem się, czy nie zdrzemnąć się chwilę, ale uznałem to za zły pomysł. Jak potem wstanę, to pewnie w podłym nastroju.
     Niechętnie zwlekłem się z łóżka. Skotłowałem przy tym granatową pościel. Wyprostowałem się, strojąc na środku pokoju. Wypadałoby trochę w nim posprzątać, bo jakoś ostatnio się zagracił.
     Wyjrzałem za okno. Rozpadało się. Krople deszczu bębniły o szybę. Bez dłuższego zastanowienia zakryłem przykry widok za pomocą niebieskich zasłon tak, żebym nie musiał oglądać zszarzałego nieba. Omiotłem wzrokiem pomieszczenie i stwierdziłem, że posprzątam. Dziś albo jutro. W gruncie rzeczy najpierw herbata.
     Poszedłem do kuchni. Cioci Angelinie udało zwlec się z łóżka i teraz snuła się po kuchni. Zapewne szukała jakichś proszków na kaca. Nigdy nie pamiętała, gdzie je schowała, co kończyło się dość mało eleganckim grzebaniem po szafkach.
      - Dzień dobry, ciociu - przywitałem się, otwierając półkę, w której trzymaliśmy herbaty.
     Rozejrzałem się za pudełkiem Earl Gray. Przy okazji udało mi się naleźć tabletki na ból głowy. Podrzuciłem je kobiecie wstawiającej wodę na coś ciepłego.
      - Dzięki. - Poprawiła czerwony szlafrok.
     Wyjąłem jedną torebkę i wrzuciłem do kubka w różnobarwne kropki. Nie miałem dziś ambicji, żeby zaparzać "prawdziwą" herbatę. Usiadłem przy wysepce obok cioci. Akurat sprawdzała coś na swojej komórce w kolorze krwi.
     Dochodzę do wniosku, że uwielbienie konkretnego koloru jest u nas rodzinne. Ona szalała za czerwienią, a mnie podobał się błękit. Taa... chyba już nawet to świadczyło o tym, że pod wieloma względami byliśmy zupełnymi przeciwieństwami. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić.
     Ugrzałem sobie zimne dłonie o przyjemne ciepły kubek.
      - Jak tam w szkole? - zapytała płomiennowłosa kobieta, gdy rozbudziła się na tyle, by ułożyć składną wypowiedź.
      - Ujdzie w tłoku - mruknąłem markotnie.
     Nie powiem, żebym szczególnie lubił chodzić do szkoły. Zwykle od hałasu na przerwach zaczynała mnie boleć głowa. Poza tym ciężko mi było znaleźć wśród ludzi swoje miejsce. Nie potrafiłem się zżyć z kimś na tyle, by móc go nazwać przyjacielem i robić z nim wszystkie te rzeczy, które przyjaciele robią. Lubiłem za to większość nauczycieli. Traktują mnie uprzejmie w przeciwieństwie do niektórych rówieśników. Z nauką nie miałem większych problemów. Tylko z historii trochę kulałem, ale to u nas nic niezwykłego. Nie mieliśmy kompetentnego historyka, więc oceny mieliśmy takie a nie inne.
     Ciocia poczochrała mi włosy. Tak okazywała dumę. Nie udało mi się jej tego oduczyć, chociaż okropnie tego nie lubiłem. Dla mnie to po prostu naruszenie strefy osobistej. Rozumiem, że rodzina i w ogóle, ale nie szalałem za byciem dotykanym. Zwłaszcza, gdy ktoś robił to w nachalny sposób.
      - Ale już weekend. Odpoczniesz sobie - próbowała choć trochę poprawić mój nastrój. - W przeciwieństwie do mnie...
     Najwyraźniej zorientowała się, że ma nocne zmiany w szpitalu, w którym pracuje. Nie robi tego od tygodnia, ale jakoś nie zdążyła się przyzwyczaić.
      - Tylko nie popsujcie jakiegoś pacjenta razem z Grellem, dobrze?
      - Daj spokój! Przecież nikogo jeszcze nie zabiliśmy - oburzyła się nieznacznie.
     Nie kontynuowałem tematu. Choć miałem wielką ochotę powiedzieć, że kilka razy wypadki im się zdarzyły...
     Nie miałem nic do Grella. Często u nas bywał, w końcu to przyjaciel cioci. Nie interesował się mną jednak zbytnio, nie zaczepiał za często, nie zachowywał się głośno nawet po kilku głębszych. Niestety niektórzy znajomi Angeliny nie byli już tak mało zawadzający... Mniejsza z nimi.
     
     Nie wierzyłem w to, że jeszcze zdążyło mnie zmoczyć. Chociaż z moim szczęściem faktycznie można było to przewidzieć. Pewnie gdyby klucze do drzwi nie postanowiły przepaść w odmętach torby, byłbym bardziej suchy.
     Odetchnąłem z ulgą, kiedy wreszcie przeszedłem przez próg. Zdjąłem wilgotny płaszcz i odwiesiłem go na grzejnik, żeby szybko wysechł. Szalik wylądował obok płaszcza, buty postawiłem na swoim zwykłym miejscu.
      - Wróciłem - rzuciłem w na pozór pustą przestrzeń.
     Po chwili odpowiedziało mi ciche miauknięcie. Następnie usłyszałem niemal bezszelestne kroki drobnych łapek. Zza rogu wychyliła się najpierw szara, prążkowana kocia główka, a potem reszta pokryta miękkim futerkiem.
      - Wróciłem, Absurd - powtórzyłem i przyklęknąłem, by móc swobodnie pogłaskać kotka. - Może byś urósł, co?
     Zamruczał, ocierając się o moją dłoń.
      - Pewnie jesteś głodny - stwierdziłem.
     Wziąłem zwierzątko na ręce i zaniosłem do kuchni. Nie oponowało. Z początku nie lubił, jak się go podnosiło, ale przyzwyczaił się. Nasypałem trochę suchej karmy do jego miski. Nie przeszkadzałem mu w jedzeniu, tylko sięgnąłem po paczkę papierosów. W szkole panował kategoryczny zakaz palenia, więc najczęściej nie nosiłem ich przy sobie, żeby mnie nie kusiły. Rozejrzałem się po kredensie. Oczywiście zapalniczka zaginęła jak zwykle. Otworzyłem szafkę naprzeciwko okapu, żeby wydobyć z niej jakąś. Pierwsza, którą wyciągnąłem, nie działa. Poszukałem drugiej. Po kilku minutach grzebania w różnych dziwnych, niekoniecznie potrzebnych rzeczach udało mi się odpalić papierosa.
      Zaciągnąłem się toksycznym dymem. Próbowałem rzucić nałóg już kilka razy. Jak widać bezskutecznie.
      Usiadłem na krześle przy niewielkim stole. Musiałbym opróżnić popielniczkę, ale to później. Wypadałoby najpierw coś zjeść, lecz głód nie domagał się zaspokojenia. Byłem tylko senny. Czułem, jakbym potrzebował tylko snu. Długiego snu. Powinienem to traktować jako nawrót depresji? Chyba przesadzałem. To musi być sprawka pogody.
      Postanowiłem napić się kawy, żeby nabrać choć odrobiny energii. Miałem wrażenie, że na kofeinę uodporniłem się już dawno, jednak dziwnie było porzucić ten zwyczaj.
      Zaplanowałem sobie na dzisiaj sprzątanie. A przynajmniej odkurzanie i mycie podłóg. Jak się uda to też kurze powycieram. I pranie zrobię. Rafael stwierdził, że jak sobie kogoś nie znajdę, to w najbliższym czasie zaharuję się na śmierć. Osobiście nie przeszkadzało mi mieszkanie samemu. Było to nawet całkiem wygodne. Nie musiałem z nikim dzielić się łazienką. Martwić się, gdy późno nie wraca.
     Ściągnąłem z dłoni rękawiczki i rzuciłem niedbale na blat stołu.
     Zgasiłem niedopałek pomiędzy palcami.


     Rozbudziłem się trochę po kolacji. Ciocia nie wyrobiłaby się do pracy, gdyby zaczęła cokolwiek przyrządzać, a zignorowała moje zapewnienia, że zrobię coś sobie sam. Więc zamówiła pizzę. Nie narzekałem.
     Zmierzwiłem własne włosy zirytowany. Nie mogłem się skupić na zadaniu domowym. Chciałem mieć je już za sobą tylko, że w ogóle potrafiłem się nad nim skoncentrować. Udało mi się na razie odrobić tylko zaległą biologię, a nawet ona nie wydawała mi się w tej chwili interesująca.
     Czyżby dopadało mnie zmęczenie materiału? I to już?
     Zakręciłem się na obrotowym krześle, odjeżdżając nim na środek pokoju. Ciocia pewnie zrugałaby mnie za rysowanie podłogi kółeczkami, ale przecież pracowała. Często nie było jej w domu...
     Podjechałem z powrotem do biurka i włączyłem laptopa. Cisza panująca dookoła zaczynała lekko przytłaczać. Wstukałem hasło. Datę ślubu mamy i taty. Miałem ją zmienić, bo była przygnębiająca, ale nie zrobiłem tego.
     Postanowiłem zrobić sobie kolejną herbatę. To już chyba piąta odkąd wróciłem do domu. Po chwili zastanowienia zdecydowałem, że czekolada za długo już leży nieruszona, od wczoraj to przecież długo, i trzeba ją zjeść.
    Postawiłem kubek na biurku obok laptopa. Włączyłem głośniki i wybrałem pierwszy lepszy utwór z playlisty. Padło na "Stairway to Heaven". Nie pogardziłbym czymś bardziej żywym, bo miałem wrażenie, że ze zmęczenia wywrócę się na drugą stronę.
    Byłem ostatnio jakiś wypompowany. Pewnie dlatego, że zbliżają się moje urodziny...
    Wziąłem kubek w koty w ręce. Zerknąłem na zegarek u dołu pulpitu. W pół do dziewiątej. Może jednak pójdę po prostu spać, zanim zupełnie stracę chęci do życia? Położę się, ale jeszcze nie zasnę.
    Wpatrywałem się przez moment w biały sufit otoczony błękitnymi ścianami. Nawet teksty piosenek ledwo do mnie docierały.
     Doszedłem do wniosku, że w sumie gdybym mógł, przespałbym cały weekend. A w poniedziałek poszedł do szkoły tylko dla dwóch osób. Dla profesora Rafaela, z którym miałem tego dnia dwie godziny angielskiego, oraz dla profesora Sebastiana. Nauczyciel angielskiego był moim wychowawcą i to on postawił mnie na nogi, kiedy przeprowadziłem się tutaj, więc miałem powody, by go lubić. Często na jego lekcjach czułem, że chodzenie do szkoły ma jakiś sens. Za to profesor Michaelis w specyficzny sposób nadawał cel mojemu życiu. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale robił to. Zapewne nienaumyślnie, ale i tak byłem mu za to wdzięczny.
     Odkąd pojawił się rok temu w szkole, zmieniłem się. Zmienił się mój sposób myślenia i postrzegania świata. Chyba jednak tylko mój. Po jakimś czasie uczniowie zaczęli postrzegać go jako nawiedzonego despotę. Czasami miewam wrażenie, że chodzi przygnębiony, jakby nieobecny. Dyżuruje na korytarzu, ale tak naprawdę myślami jest gdzie indziej. Chciałbym móc dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Tak naprawdę mogłem tylko stać z boku i patrzeć. Wydawało mi się, że całe życie mogłem tylko obserwować. Po stracie rodziców przestałem grać w szachy z życiem i zacząłem przyglądać się, jak inny z nim przegrywają lub wygrywają.
     Katecheta sprawiał wrażenie trzymanego w szachu. Nie byłem w stanie domyślić się, czemu się w nim znalazł, ale chciałem go stamtąd wyprowadzić. Tylko który dorosły przyjąłby pomoc od praktycznie nieznajomego nastolatka?
     Przekręciłem się na bok.
     Zresztą on chyba mnie nie lubił. Eliot stwierdził, że często dziwnie się na mnie patrzy, kiedy nie widzę. Ale on często nadinterpretuje różne rzeczy, więc pewnie w tym wypadku też przesadza. Myślę, że po prostu profesor Michaelis nie widzi we mnie nic, co skłoniłoby go do jakiekolwiek poznania mnie. Nie dziwię mu się. W końcu ludzie wolą przebywać w towarzystwie słoneczek, którzy potrafią ich rozbawić i dać poczucie bezpieczeństwa, zamiast nie potrafiących dać ciepła księżyców. Więc czemu ja jestem inny?


--------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Gdyby ktoś miał jakiś patent na zmienianie koloru czcionki bez problemów, to niech się podzieli ;u;

3 komentarze:

  1. Czy mi się wydaje, czy nie było wcześniej tych fragmentów myśli Sebastiana? xD Mam nadzieję, że się nie mylę. Fajnie, według mnie opowiadanie dzięki temu będzie barwniejsze (jak to dosłownie zabrzmiało xD) jak dla mnie czcionka jest spoko:) Nie mam problemów z jej czytaniem, więc może zostać. Poprowadzisz to ciut inaczej, czy będziesz poprawiał rozdziały? Trzymam kciuki i naprawdę nie spodziewałam się wyróżnienia^^ Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze że Nauczyciel nie zniknął :) Lubię to, jest świetne :) a jeśli chodzi o dodanie myśli Sebastiana to masz ogromnego plusa ode mnie bo to moja ulubiona postać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajno, fajno
    Sebcia nigdy dość :3

    OdpowiedzUsuń