Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!

Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

piątek, 29 kwietnia 2016

Nauczyciel VI

     Dookoła unosił się zapach pieczonego ciasta i mięsa, jak to w pizzerii. Martha wyciągnęła mnie ze szkoły. Dosłownie zapierałem się rękami i nogami, ale w końcu zaciągnęła mnie tutaj i posadziła na kanapie obitej brązową skórą. Minęły wieki odkąd wyszedłem z kimś gdziekolwiek z własnej woli, dlatego mimo porannego zapału miałem ochotę uciec do domu.
      - W nagrodę pozwolę ci wybrać, co zjemy, pasuje ci?
     Parsknąłem tylko na to i skrzyżowałem ręce.
     Zamknięta postawa ciała, o! Niech sobie nie myśli, że tak od razu wszystko ze mnie wyciągnie.
      - Ukeś z foszkiem - stwierdziła, po czym sięgnęła z uśmiechem po komórkę.
     Wyobraziłem sobie, jak szuka w niej aparatu. Mruknąłem "szantażystka" i przyjąłem od niej kartę dań. Wieki nie wychodziłem z kimś, żeby coś zjeść. Chyba miałem bardziej ochotę na makaron, ale tym ciężko byłoby się podzielić.
       - Nie wiem, ty wybierz. Byle nie z anchois.
       - Masz uczulenie? - zapytała, chowając się za menu.
       - Nie, po prostu są dla mnie paskudne.
       - To może ta z kurczakiem? Ta jest dla ciebie ok?
      Skinąłem głową i zacząłem szukać drobnych w kieszeniach. W kurtce zawsze jakieś miałem, chociaż nie wiedziałem, skąd tak właściwie się w niej biorą.
     Wybraliśmy pizzę o najmniejszej średnicy. Takie dwa chudzielce jak my raczej nie zjadłyby więcej. Była całkiem smaczna. Kiedy zjadałem pierwszy kawałek, zastanawiałem się, jakim cudem jeszcze nie przytyłem, skoro w sumie nie odżywiałem się zbyt dobrze.
     Lepiej coś z tym zrobię, zanim metabolizm się na mnie obrazi.
      - Okay, to jak to z wami jest? - zaczęła Martha, kiedy skończyła swoją połowę pseudo obiadu.
      - Hmmm? Tak właściwie, to nic nie ma. Nawet ja byłbym zszokowany, gdyby było. Albo przede wszystkim ja - dodałem po zastanowieniu.
      - Niby tak, ale myślałam, że już coś działałeś.
      - Chciałbym, ale jakby nie patrzeć szans nie mam.
     Odłożyłem sztućce na talerz i napiłem się Coli.
      - To opowiedz, jak to wszystko się zaczęło. - Oparła się wygodniej na kanapie.
     Co ja właściwie wyprawiam?
     Zacząłem rozglądać się po pizzerii, żeby zyskać trochę czasu. Zlustrowałem szare ściany, fototapetę z autobusem krążącym po Londynie, zielone lampy, ciemnobrązową ladę i kobietę, która za nią stała i przeglądała się w ekranie komórki.
      - Nie jestem kryptoskarżepytą, nie krępuj się.
     Westchnąłem.
      - Ciężko mi powiedzieć cokolwiek. Stwierdzenie, że cokolwiek się zaczęło, jest mocno przesadzone.
      - Yhym...czyli nie był dla ciebie gromem z jasnego nieba?
      - Nie powiedziałbym. Ja to nawet nie wiem, czy on mi się podoba. Powinienem raczej rozglądać się za kimś w swoim wieku, nie? Już pomijając fakt, że powinienem oglądać się za dziewczynami.
      - Wiesz, ja to cię rozumiem. U nas w gimnazjum to same jełopy są. Katt się rozgląda od trzech lat i nikt jej nie urzekł.
     - Nawet ja? - ironizowałem.
    Martha zaśmiała się.
     - Ty od pierwszych dni w szkole wydawałeś się być już zaklepany.
     - Hmmm...jak to?
     - Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, ale on na ciebie patrzy.
    Potrzebowałem chwili, żeby zrozumieć, o co jej chodzi.
     - I co z tego? - zapytałem marszcząc brwi. - Teoretycznie mógłby się patrzeć na kogokolwiek.
     - Ehhh...jak ty mało rozumiesz. On się patrzy takim wzrokiem.
    Niewątpliwie schlebiałoby mi to, jednak wrzuciłem to do worka z rzeczami nieprawdopodobnymi.
     - Nawet jeśli - postanowiłem nie zaprzeczać. - to progi wysokie jak Mount Everest.
     - Hmmm... jeśli nie ty, to nie wiem, kto odważyłby się w ogóle próbować się na nie wspiąć. Mówię ci, musisz przyuważyć jak na ciebie patrzy.
     - Przesadzasz - próbowałem uciąć rozmowę.
     - Tak twierdzisz? - Skinąłem głową. - To spójrz w lewo.
    Wywróciłem wymownie oczami, jednak posłusznie wyjrzałem przez lekko przyciemnioną szybę.
    Przez kręgosłup przeszedł mi zimny dreszcz. Napotkałem spojrzenie znajomych oczu. Nawet mimo tego, że mój katecheta stał na chodniku jakieś pięć metrów ode mnie. Czekał przy przejściu dla pieszych.
     Szybko odwróciłem się, speszony. Potem dotarło do mnie, że wyglądałbym mniej podejrzanie, gdybym zrobił to powoli. Następnie zarumieniłem się na dodatek.
      - A nie mówiłam?
      - To jeszcze nic nie znaczy.
     Pomimo to uśmiechnąłem się głupkowato.

     Pewnie w tej chwili wyglądałem jak jakiś prześladowca, ale wtedy się nad tym nie zastanawiałem. W końcu wracałem do domu, mogłem przechodzić akurat tędy.
     Tylko z kim on tam siedzi?
     Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie powinienem się tym interesować. Poza tym to normalne, że nastolatki wychodzą ze sobą od czasu do czasu. W końcu to już ten wiek.
     Poczułem się trochę staro...
     Dostrzegł mnie przez szybę, ale odwrócił się szybko. To nic dziwnego. Ludzie się peszą, gdy się w nich wgapia.
     Zielone światło na przejściu dla pieszych dało mi pretekst, żeby szybko się stąd zmyć. Zaczynał prószyć śnieg, więc ulice opustoszały. Tylko po podwórkach kręciły się podekscytowane dzieciaki.
     Marzyłem, żeby położyć się spać, jednak miałem jeszcze trochę do zrobienia w domu. Uroki mieszkania samemu, ale nie ma co narzekać.
     Postawiłem kołnierz. Choć wiał tylko lekki wiaterek, zrobiło mi się zimno. Mój oddech zamieniał się w białe obłoczki, a pod podeszwami chrzęścił osadzony na chodniku szron. Nie śpieszyło mi się do domu bardziej niż zwykle.
     Kaszlnąłem. Nie zamierzałem chorować, jednak nie mogłem przymusić się do noszenia czapki. Powinienem chociaż założyć kaptur, ale teraz to i tak bez znaczenia.
   
      - Całkiem fajnie dziś było, wiesz?
     Uśmiechnąłem się, nie wiedząc, co powinienem odpowiedzieć.
     Odprowadziłem Marthę pod dom. Powiedziała, że to nie było konieczne, choć chyba była zadowolona, że mieliśmy okazję porozmawiać chwilę dłużej. Mieszkała kilka ulic od mojego domu, więc w razie zaczęłoby bardziej prószyć, mogłem spokojnie podbiec do domu.
      - Jakby coś, to pisz - powiedziała, łapiąc metalową klamkę furtki dłonią. - Cholera, zimne.
      Wymieniliśmy się numerami telefonów. Poleciła mi, żebym zapisał ją tak, by na pewno nie pomyliła mi się z profesorem Sebastianem. Tak, o tym też jej powiedziałem. Podobało mi się to, że wyrażała zainteresowanie mną. Rzadko bywałem w centrum uwagi, nieczęsto miałem okazję też porozmawiać z kimś ze szkoły, dlatego odrobinę mnie to cieszyło. Może nawet trochę bardziej niż odrobinę.
     Pożegnaliśmy się. Zacząłem zastanawiać się, gdzie mieszka Katt. Martha powiedziała, że jeszcze dziś ją odwiedzi. Uciszyła mnie. gdy wspomniałem o zadaniach domowych.
     Kiedy wróciłem do domu, od razu zabrałem się za naukę. Byłem mniej zmęczony niż zwykle, dlatego szło mi bardzo sprawnie. Zastanawiałem się, czy powinienem napisać do Sebastiana. Chciałem zapytać się, co robi. Może to dziwne, że chciałem znać jego plan dnia i pewnie będzie to cholernie podejrzane, jeśli faktycznie go poznam. Najwyżej mi nie odpisze.
     Wystukałem tekst na ekranie i wysłałem. Standardowe przywitanie i pytanie dodatkowo. Trochę głupio by było, gdybym przerwał mu... ekhem... coś ważnego. Mniejsza!
     Wróciłem do obliczania zadań z matematyki. Kiedy skończyłem pierwsze, sprawdziłem wiadomości. Po drugim tak samo. I po trzecim... 

     Wyszło na to, że tylko wstawiłem pranie i od razu poszedłem spać. Nie miałem z tego powodu jakiś większych wyrzutów sumienia, ale wolałem mieć wszystko pozałatwiane. Kiedy się obudziłem, na zewnątrz panowała zupełna ciemność. Absurd wylegiwał się na moim brzuchu zwinięty w kulkę. Zamruczał, gdy pogładziłem go po grzbiecie. Jemu najwyraźniej również nie chciało się wstać.
     Wyciągnąłem rękę w stronę nocnego stolika, gdzie zwykle zostawiałem telefon. Nie nastawiałem budzika.Chciałem sprawdzić godzinę, ale nie mogłem skupić wzroku zbyt dobrze. Odsunięcie komórki na większą odległość nic nie dało.
     Gdzie są moje okulary? 
     Uniosłem się ostrożnie na łokciach, żeby nie obudzić śpiącego kociaka. Nie dostrzegłem obok święcącej niemrawo lampki swoich szkieł.
     Pewnie zostały w kuchni.
     Zsunąłem z siebie Absurda, który miauknął z niezadowolenia. Nie zrezygnował on jednakowoż z kontynuowania drzemki. Zagrzebał się w fałdach brązowej pościeli i spał dalej w najlepsze.

     Przewlokłem się przez korytarz i wszedłem do kuchni. Dobrze, że zamiast drzwi miałem łuki, bo pewnie często bym się z nimi zderzał, kiedy jestem w takim stanie. Nie miałem ochoty na kaleczenie sobie nosa.
     Znalazłem swoją zgubę na kuchennej wysepce.
      - Teraz lepiej - mruknąłem, gdy okulary znalazły się w odpowiednim miejscu.
     Na wpół śpiąco nastawiłem ekspres. Nawet nie zwracałem uwagi na ciemność panującą w pomieszczeniu. Ociężale zapaliłem światło, a następnie oparłem się o blat kredensu. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak w ogóle nie postawiłem w kuchni żadnego krzesła.
       - Nie mogę przesypiać całych dni. - Kiedy tak właściwie zacząłem gadać do siebie?
      Moje kiepskie samopoczucie zapewne było sprawką zmiany pogody, którego oczywiście miałem już powyżej uszu.
      Gdy umoczyłem pysk w kawie, poczułem, że wracam do świata względnie żywych. Zerknąłem z powrotem na komórkę, którą przyniosłem ze sobą. Za dziesięć dwudziesta. Poza tym okazało się, że dostałem wiadomość z tego nieznanego numeru.
      Dobry wieczór. Co robisz?
      Zastanawiało mnie, po co komukolwiek wiedzieć takie rzeczy. Niespecjalnie ludzie interesowali się takimi rzeczami, chyba że czegoś chcieli. Pewnie w normalnych okolicznościach zignorowałbym takiego smsa, jednak tym razem nie potrafiłem. Poczułem się nieswojo przez to, że jeszcze nie odpisałem. Nie miałem możliwości, przecież spałem, ale wydawało mi się, że powinienem odpisać.
     W  tej chwili nie robię zupełnie nic, co więc powinienem napisać? Nawet nie wiem, komu mam odpisać. Nigdy nie prowadziłem takiej rozmowy. Kiedyś chciałem zapoczątkować relację epistolograficzną, ale stwierdziłem, że to już przeżytek niestety. Mógłbym to porównać?
     Ostrożnie wystukałem tekst.
     Powinienem zapytać, z kim mam przyjemność? Lepiej się wstrzymam. Powinienem w sumie zrobić to już na początku. Ehhh...

     Nie otrzymałem odpowiedzi, dlatego napisałem do Marthy, żeby odrobinę poprawić sobie humor.
     "Wiesz, że dzień spędziłaś na namawianiu mnie do namówienia dorosłego na popełnienie przestępstwa?" 
     "A gdzie tam. Skończysz szesnastkę, to będziesz legalny :3"
    Westchnąłem. Jej beztroska mnie nie irytowała. Moglem nawet powiedzieć, że mnie bawiła. Zwykle optymizm mnie denerwował, ale o dziwo jej mi całkiem odpowiadał. Pewnie dlatego, ze wydawał się po prostu szczery.
     Dzięki niej zapomniałem, że zaczął się grudzień. Może pomoże mi go jakoś przetrwać. To pięć lat, powinienem się już na to... uodpornić. Naprawdę bym sobie tego życzył.
     Ekran komórki ponownie się zaświecił. Pomyślałem, że to Martha jeszcze coś dopowiedziała. Ale to Sebastian mi odpisał. Szybko odczytałem wiadomośc od niego.
     "Wybacz, spałem i nie zauważyłem twojej wiadomości"
     Przeczytana przy świetle lampki nocnej wiadomość rozgrzała mnie od środka, choć wydawało się mało rzeczywista. Mogłem mu odpowiedzieć, ponieważ nie uciął konwersacji. Tylko gdybym odpisał natychmiastowo, mógłby pomyśleć, że czekałem na tego smsa jak jakiś świr.
     Powinienem odpuścić i znaleźć sobie kogoś innego, do kogo mógłbym wzdychać. Ukierunkowałem na niego swoje uczucia, choć nie powinienem. Wydawał się być podobny do mnie. Gdybym znalazł kogoś innego, byłoby lepiej. Dla nas obu. Pewnie i tak odpisuje mi z litości.
     Pomimo tej świadomości, nie mogłem się powstrzymać. Zażenowała mnie moja słaba wola. Postanowiłem zrobić sobie herbatę.
     Herbata podpowiadała, że lepiej nie odpisywać. Właśnie przy tej opcji zostałem.
     Poszedłem się wykąpać i położyłem spać, choć czułem, jak moje samopoczucie pogarsza się z każdą minutą.
     Gdy się obudziłem, nie było ani odrobinę lepiej. Starałem się nie warczeć rano na ciocię, ale niestety z marnym skutkiem. Ona wiedziała, o co się rozchodzi, więc po prostu zeszła mi z drogi. Pewnie nie powiedziałaby też nic, gdybym został w domu.
     Wyszedłem z domu bez śniadania. Kiedy przeszedłem przez próg, od razu ochłonąłem. Chłodek odparował ze mnie gniew, więc w gruncie rzeczy pozostała czarna rozpacz. Prawie wyrąbałem się na chodniku w drodze do szkoły. Na szczęście, gdy do niej dotarłem nikt jeszcze nie siedział na korytarzach. Jeszcze bym go pogryzł albo coś takiego.
     Rozebrałem się w szatni. Czapka, szalik, rękawiczki, kurtka w której wyglądam jak bałwanek, podsycały tlącą się jeszcze irytację. W szkole jeszcze nie zdążyło się porządnie nagrzać, dlatego gdy się ich pozbyłem zrobiło mi się chłodno.
     Zdjąłem plecak i ustałem przy oknie z widokiem na skrzyżowanie. Przejrzałem się w szybie. Wyglądałem jak zombie, miałem podkrążone oczy. Poprawiłem rozczochrane przez czapkę włosy, które dziś oczywiście postanowiły się buntować i nie dawały się nijak ułożyć.
     Wzdrygnąłem się na dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Kątem oka dostrzegłem, że to mój katecheta wszedł do szkoły. Myślałem, że we wtorki nie przychodzi rano, inaczej czekałbym na lekcje gdzie indziej. Udawałem, że go nie widzę, a on też mnie zignorował.
     Mimo zimna jakie panowało na dworze, on nie założył czapki. Nawet dla mnie było to idiotyczne, a byłem chyba największym chodzącym po świecie przeciwnikiem zmuszanym do noszenia tego mierzwiącego włosy pomiotu. Nie zwróciłem mu oczywiście uwagi bezpośrednio, ale miałem sposób, żeby to zrobić.
     Jestem beznadziejny...
     Wyciągnąłem z kieszeni spodni komórkę. Nie było to łatwe, ponieważ panowała moda na ciasne spodnie z wąskimi kieszeniami, a inne były praktycznie nie do kupienia. Udało mi się wyciągnąć komórkę, która pewnie nie była zadowolona z porannego spaceru w zimnie tak samo jak ja. Szybko napisałem pouczenie.
     "Powinieneś nosić czapkę"
    Oczywiście chciałem dobrze. Naprawdę. Ale jak to ja, zafundowałem sobie tym głównie problemy jak się miało później okazać. Tak to jest, jak się nie myśli i nie trzyma własnych postanowień.
     " Ciel..?"

2 komentarze:

  1. W klasie są 2 osoby. Ciel i Sebek. Ciel wyjmuje telefon i wysyła wiadomość. W tym samym czasie Sebastian też dostaję wiadomość. Ciel jest miszczem. Naprawdę przemyślał to początku do końca XD Nie no, poważnie Ciel? Serio nie skojarzyłeś, że coś może być nie tak? Eh...no nic, trudno (´=ω=`)
    Zobaczymy czym poskutkuję ta "wiadomość".

    Wyczuwam, że Sebcio jest zazdrosny. Jej! Nie ma nic lepszego dla związku niż odrobina zazdrości. Może wkońcu się obudzi i zda sprawę co czuję do Ciela. Może, może...

    Naprawdę miło mi się to czytało i chyba nadal będe spamować jednym pytaniem: Kiedy będzie 3 część Spektrum Czerni? Naprawdę mnie tym zaciekawiłeś :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawde niesamowite (✪▽✪) czekałam....czekałam...i się doczekałam! Kolejny rozdzialnik, kolejne arcydzieło >•< Bardzo mi się podobało...a teraz kolejny miesiąc czekania na następną część (╥﹏╥) dlaczego? Umrę na odwodnienie od opowiadań ;-;
    Świetna część-jak każda- tylko jedyne czego mi w niej brakowało to błędów *-* nie ma na co nażekać...nie ma o co się przyczepić...dlaczego to jest takie świetne? *^*
    Życzę weny, śle pozdrowienia i czekam na następną część

    ~minami

    OdpowiedzUsuń