Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!

Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

poniedziałek, 16 maja 2016

Spektrum czerni IV

     Spanie na kanapie być może nie było najlepszą formą wypoczynku, jednak mimo tego spałem jak zabity. Nie chciałem położyć w pokoju Ciela, tym bardziej w byłym Claude’a. Sądziłem, że wcale nie dam rady odpłynąć, ale po kilku godzinach się udało.
     Odpoczywałem dłużej niż zazwyczaj. Dużo dłużej. Ciel obudził wcześniej ode mnie. Miałem tego świadomość, jednak nie śpieszyło mi się wstawać z tego powodu. Słyszałem, że robi coś w kuchni. Wydawało mi się, że na mnie patrzy, ale to też zignorowałem.
     Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem stojący na stoliku do kawy kubek. Jego zawartość musiała być wciąż ciepła, ponieważ unosił się nad nim białawy obłoczek. Przeciągnąłem się i podrapałem po nagich plecach, z których zsunął się szlafrok. Trzeba niebywałego talentu, żeby praktycznie rozebrać się przez sen, ale przynajmniej to, co powinno pozostać zasłonięte, zasłoniętym pozostało.
     Podciągnąłem się leniwie do siadu. Włożyłem prawą rękę z powrotem do rękawa. Zignorowałem odkryte lewe ramię i znów zerknąłem na kubek.
     Kawa.
     Mimowolnie uniosłem lewą brew. Nie skomentowałem tego na głos ani w myślach. Spojrzałem za siebie, przechylając głowę przez podłokietnik kanapy. Ciel podnosił w tej chwili pościel zrzuconą ze swojego łóżka wczorajszego wieczoru. Po uczesanych włosach mogłem wnosić, że poranną toaletę ma już za sobą.
     Nie zamierzałem wypić tej kawy. Nie zaprzeczałem, że podchodziło to pod paranoję, ale jeśli mogłem nie zjeść lub nie wypić czegoś, co potencjalnie mogło mnie otruć, to tego nie robiłem. Nie posądzałem o to swojego współlokatora, ale nawyki przegłosowały chęć napicia się zaparzonej przez kogoś kawy.
     Podrapałem się po głowie, po czym wstałem, powstrzymując ziewanie. Chyba była już dziewiąta, może nawet dziesiąta.
     Przeszedłem wszerz apartamentu i zniknąłem w garderobie. Nie planowałem dzisiaj nigdzie wychodzić, dlatego nie stroiłem się zbytnio. Narzuciłem na siebie biały podkoszulek i szare, jeansowe rybaczki. Na zewnątrz było upalnie. Nie dostrzegałem żadnej, choćby najdrobniejszej chmurki.
      - Ktoś do ciebie dzwonił. - Usłyszałem, kiedy wyszedłem z niewielkiego pomieszczenia.
     Chłopak miał zakaz dotykania mojego telefonu i laptopa, jednak zwykle informował mnie o tym, że ktoś czegoś ode mnie chciał. Zwykle słyszałem dźwięki wydawane przez własną komórkę, ale wyjątkowo dzisiaj nie spałem czujnie tak jak zazwyczaj.
     Odszukałem wzrokiem miejsce, z którego mówił nastolatek. Stał przy witrynie w salonie, spoglądał na ludzi przechodzących w cieniu rzucanym przez budynki. Nie wychodził na balkon, z tego co zauważyłem, ale często przesiadywał przy oknach. Przynajmniej wiem, że nie ma lęku wysokości.
    W drodze do kuchni, gdzie zostawiłem wczoraj komórkę, zlustrowałem go szybko. Nie wyglądał na poruszonego tym, co stało się wczoraj. Nie wyglądał na taką zimną rybę, chyba że zaraził się ode mnie.
    Zanim sprawdziłem, kto się do mnie dobijał, zapaliłem papierosa. Musiałem zadowolić się zwykłymi lightami, bo moich nie mieli.
    Bard wysłał mi wiadomość o drugiej, że robota skończona. Poza tym dostałem jeszcze jednego smsa i informacje o nieodebranym połączeniu. Druga wiadomość była od nieznanego mi numeru z prośbą o spotkanie.
    Nie miałem wątpliwości co do tego, że to klient. Najbezpieczniejszą formą zawierania umów w tym interesie było umawianie się “na gębę”. W ten sposób zmniejszało się ryzyko przyłapania na nielegalnym interesie. Polityka prywatności skrzynek mailowych i tym podobnych wzbudzała wątpliwości przynajmniej u tych, którzy czasem używali szarych komórek.
     Znałem miejsce, do którego zostałem zaproszony. Jeden z bardziej eleganckich miejsc spotkań w tym mieście. Gościłem tam kilka razy i wiedziałem, że chadzają tam też handlarze narkotyków i organów. Niespecjalnie miałem ochotę na opuszczanie mieszkania, jednak wydawało mi się, że nikt nieobyty nie zaprosiłby mnie w tak nie byle jakie miejsce. Poproszono, bym się tam stawił o dziewiątej wieczorem, więc na zewnątrz nie będzie takiej patelni, jaka jest teraz i będę się mógł ubrać bardziej stosownie.
     Wiadomość była krótka i zwięzła, dlatego wydawało mi się, że będę miał do czynienia z mężczyzną. Ponadto rzadko spotykało się kobiety zainteresowane nielegalnym kupnem broni. Chyba trzeba będzie powiedzieć wszystkim, którzy dysponują moim numerem, żeby mówili znajomym, że trzeba dorzucać zdjęcia.
     Skoro już zostałem singlem, zacznę się rozglądać za jakąś ciekawą partią.
    Nie miałem zamiaru wchodzić w jakąkolwiek zobowiązującą relację. Na szczęście geje nie mieli problemu z zaakceptowaniem takiej formy kontaktów. Darmowy, bezpieczny seks. Bez miłości co prawda, ale nie można mieć wszystkiego.
     Rozsiadłem się z powrotem na fotelu, przeżuwając owsiane ciastko wyciągnięte z szafki. Ciel siedział w fotelu na przeciw i oczywiście wyglądał przez okno. Gdyby nie to, że zdążyłem się przyzwyczaić do tego, że na mnie nie patrzy, poczułbym się ignorowany. W końcu praktycznie każdy, kogo mijałem na ulicy wgapiał się we mnie przynajmniej przez pięć sekund, ale akurat on wolał patrzeć za okno. Odrobinę frustrujące.

     - Wychodzisz?
    Mruknąłem potwierdzająco.
     - Długo cię nie będzie?
     - Nie wiem.
     - Rozumiem.
    Tyle przeciętnie trwała nasza rozmowa.
    Poprawiłem biały kołnierz koszuli. Krawat sobie odpuściłem. Choć lubiłem go nosić, to nie było potrzeby ubierać się aż tak oficjalnie.
    Odwróciłem się od lustra, żeby móc spojrzeć na chłopaka.
     - Nie chciałbyś mieć garnituru? - zapytałem, skoro udało mi się przyciągnąć jego uwagę.
    Dziś założył szarą koszulkę z wilkiem i krótkie spodenki. Nie najgorzej, jeśli chodzi o niewyjściowe rzeczy.
     - Nie.
     - A nie chcesz iść do fryzjera?
     - Nie.
    Jego włosy, choć uczesane i zadbane, zaczynały się wymykać spod kontroli według mnie.
     - O której wrócisz?
     - Pewnie późno. Nie śpisz dzisiaj w moim łóżku, wiesz o tym, nie?
    Skinął głową.
     - Świetnie.
   
     - Nie chciałbyś czegoś zjeść?
     - Nie dziękuję.
    Klienci nie mówili do mnie “pan”. Nie lubiłem tego, bo czułem się przez to staro.
     - Dobrze w takim razie przejdźmy do konkretów.
    Mężczyzna, który próbował się do mnie dodzwonić, okazał się Włochem. Mogłem przypuszczać, że niedawno skończył trzydzieści pięć lat. Miał niezbyt długie, jasnobrązowe włosy opadające palami na kark. Nie był zbyt barczysty, ale nadal bardziej ode mnie. Ciemnobrązowe oczy patrzyły na mnie z uwagą.
     - Chciałbym zdobyć Barrett M82 - powiedział po tym, jak rozejrzał się z uwagą. - Powiedziano mi, że załatwisz go najszybciej. - Nachylił się bardziej nad stolikiem.
    Mało kto przychodził do tego lokalu, by po prostu zagospodarować czas, większość siedzących tu w tej chwili osób zajmowała się robieniem większych i mniejszych interesów. Dwójka mężczyzn przy jednym stoliku nie wzbudzała więc zainteresowania.
    Zastanawiałem się, czy powinienem zapytać, po co mu taki karabin. Raczej nie zamierzał celować w pojazdy lekko opancerzone, w grę wchodziło najprawdopodobniej sprzątnięcie kogoś. Nie poprosił o konsultacje, więc nie wysuwałem innych propozycji karabinów wyborowych. Skoro wiedział, po co przyszedł, nie wtrącałem się.
     - Jeśli chcesz się kogoś pozbyć, mogę załatwić ci snajpera. Nie zawodzi, nie zostawia śladów, a ty jesteś czysty.
     - Wolałbym to załatwić osobiście. Wybrać, mam nadzieję, że rozumiesz. - Skinąłem głową.
    Chciałem załatwić Mey-Rin robotę po znajomości. Łączyła nas luźna współpraca, odkąd zacząłem obracać pistoletami na ulicy.
     - Dam radę to skombinować, ale nie będzie to łatwe - mruknąłem. 
    To była zagrywka taktyczna, żeby zobaczyć ile delikwent jest gotów zapłacić.
    Usiekł wzrokiem od mojego spojrzenia. Ludzie nie lubili, kiedy się tak na nich patrzyłem. Przez to w środowisku niektórzy nazywali mnie Bazyliszkiem. Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Z imienia znał mnie mało kto, wolałem pozostać jak najbardziej anonimowy.
    Przyjrzałem się mu jeszcze raz. Gdybym zobaczył go na ulicy, nie myślałbym o nim, jak o przyszłym zabójcy. Ludzie są nieprzewidywalni.
     - Przemycasz narkotyki do Włoszech? - zapytałem, na co on zaśmiał się nerwowo. - Nie mam zamiaru cię wydać, nie musisz się przejmować.
     - Tony Vanel z rodziny Ferro.
     - Miło poznać.
    Miałem nieprzyjemność spotkać jego brata, który kręcił się tutaj jeszcze kilka tygodni temu. Nie dostrzegałem podobieństwa pomiędzy nimi. Na...jak on miał? ... Azzurro?...w każdym razie na tamtego nie było można patrzeć. A Tony, oczywiście nie ufałem, że jest to prawdziwe imię, zapewne wzbudzał powszechne zainteresowanie kobiet na ulicy.
    Wyjąłem z zewnętrznej kieszeni letniej marynarki niewielki notes i długopis. Napisałem, co miałem załatwić i dla kogo.
     - Gdzie dostarczyć?
    Zaczynało mnie już nudzić przebywanie w tym miejscu. Chciałem wrócić do domu. Ponadto zaczęły mi dokuczać niezaspokojone potrzeby.
     - Dałbyś radę do domu?
     - Yhym... - Gdybym nie ja się tym zajmował, uznałbym to za czystą głupotę. - Adres?
    Czekałem z długopisem przyłożonym do niewielkiej kartki papieru, jednak minęła chwila zanim otrzymałem odpowiedź.
     - Może wolałbyś, żebym osobiście ci pokazał?
    Rozważałem te propozycję. Nie miałem pewności, że odebrałem ją we właściwy sposób. Uniosłem wzrok znad notesu. Po sugestywnym spojrzeniu wnioskowałem, że dobrze.
    Wodził zalotnie ręką wokół mojej szyi. Nie sypiałem z kimś nowo poznanym, ale dzięki temu mogłem uzyskać dostęp do włoskiego rynku i przy okazji zabawić się trochę.
     - Sądzisz, że dasz radę mnie zdominować? - mruknąłem, po czym wydałem z siebie nieplanowane, ironiczne prychnięcie  
     - Chcesz się przekonać?
    Z początku wydawał się nieśmiały, jednak teraz biła od niego pewność siebie. Zastanawiałem się, czy mnie zaspokoi. Szanse na to są całkiem duże.
     - Nie jestem chłoptasiem do towarzystwa - unikałem przeklinania w towarzystwie, dlatego posłużyłem się eufemizmem.
     - Wybacz, nie chciałem cię urazić. Myślałem, że może masz ochotę... nieważne, zapomnij.
    Miałem wrażenie, że rodzina wysłała go do Ameryki, żeby pozbyć się geja z widoku, ale mogłem się mylić.
     - Zbyt milutki jesteś, żeby tu mieszkać, ale jak chcesz. Może być fajnie.
    Lekko się zdziwił. Za moment siedziałem już w jego mercedesie.

    Zawsze sądziłem, że świetnie całujący Włosi, to tylko korzystny stereotyp. Tony szybko wepchnął mi język do ust. Nie chciałem tego, ale po chwili nie mogłem się od niego oderwać.
    Byłem nim zbyt zaabsorbowany, żeby rozglądać się po apartamencie. Wiedziałem tylko, że jest mniejszy od mojego i znajduje się na pierwszym piętrze wieżowca pomiędzy Hollywood a Downtown.
    Szedłem do tyłu i pozwoliłem prowadzić się, żeby nie musieć odrywać się od nowego “znajomego”. Na krwistoczerwonej kanapie wylądowałem pozbawiony marynarki. Dawałem się otwarcie dotykać. Nie pamiętam, żebym tak robił, kiedy byłem z Claduem.
    Westchnąłem, kiedy pocałunki przeniosły się z ust na szyję.
    Pora na odwzajemnianie pieszczot jeszcze nie nadeszła, ale czułem się cudownie rozluźniony. Najwyraźniej to dostrzegł, bo zobaczyłem w jego oczach błysk samozadowolenia.
    Wyjątkowo dzisiaj mi się nie śpieszyło. Wodziłem dłońmi po jego plecach, nim dobrałem się do guzików. Wplótł dłonie w moje włosy, po czym znów zajął się wargami. Tym razem nie opierałem się mu. Pocałunek był głęboki i pełen pasji.
     Gdy zaczął rozpinać moją białą koszulę, otarł się o mnie. Poczułem, jak bardzo jest twardy. Myśl, że działałem na niego tak podniecająco, dodatkowo mnie ekscytowała.
     - Na łóżku nie byłoby wygodniej? - zapytałem, powstrzymując westchnienie.
     - Masz rację.
    Uniósł mnie bez większych problemów i zaniósł do sypialni. Po drodze straciłem koszulę i buty. Przymknąłem oczy, gdy poczułem chłodną satynę na rozgrzanej skórze pleców. Przeciągnąłem się, nim ponownie poczułem usta Tony’ego. Miały dziwny smak, wydawało mi się, że są pokryte jakimś proszkiem. Po chwili zorientowałem się, co to jest, ale zlizałem z czułością biały, jak mogłem się domyślać, puder, zamiast się stawiać.
    Niecierpliwiłem się. Ciasna bielizna zaczęła mi przeszkadzać, a nie zapowiadało się, bym miał być niej prędko pozbawiony.
    Unieruchomił mi ręce nad głową, więc nawet gdybym chciał, nie dałbym rady ich ściągnąć.
    Nie zdołałem powstrzymać jęku, kiedy subtelnie podrażnił mnie kolanem. Napawał się nim przez chwilę. Nie zamierzałem się upraszać.
    Włoch miał bardzo sprawne place, które błądził po moim brzuchu. Mięśnie podrywały się, za każdym razem, gdy zahaczała o nie delikatna opuszka.
    Przyzwyczaiłem się do zwierzęcych stosunków, gdzie na czułości nie było czasu, dlatego stanowiło to sporą odmianę.
    Szarpnąłem się, zirytowany. Nie dałem rady wyzwolić się z niego uścisku, a planowałem przewrócić go na plecy i przejąć kontrolę.
     - Bierzesz mnie, czy wolisz bawić się dalej?
    Jak na życzenie rozpiął klamrę paska.

    Miałem problemy, by włożyć klucz w zamek. Czułem się wycieńczony, ale usatysfakcjonowany. Bardzo usatysfakcjonowany.
    Dziwnie wracać do domu w cudzej bieliźnie. Moje bokserki się zniszczyły. I nie chodzi o to, że ubrudziły się od preejekulatu i spermy. Tony je ze mnie po prostu zerwał. Gdybym nie chciał się przewietrzyć, by pozbyć się resztek odurzenia, to dałbym się mu odwieźć do domu i nie musiałbym pożyczać bielizny.
    Wszedłem do mieszkania, potykając się o własne, postawione przy progu buty. Zakląłem.
    W kuchni paliło się światło. Zajrzałem do niej. Ciel pewnie zapomniał zgasić światła.
    Poza tym w apartamencie było ciemno. Ciel musiał opuścić większość rolet, co wydało mi się dość dziwne.
    Przeszedłem do salonu. Zdjąłem z siebie lekko wygniecioną marynarkę, do której przyczepiły się farfocle z podłogi. Chciałem usiąść na fotelu, ale usłyszałem jakiś szmer.
    Obróciłem się. Zmysły miałem trochę przytłumione. Nie widziałem zbyt dobrze w ciemności. Byłem bliski uznania, że mi się wydawało, kiedy coś poruszyło się w cieniu. Zamierzałem coś powiedzieć, ale przeszkodził mi w tym trzask.
    Lewe ramię przeszył nagły ból. Złapałem się za nie odruchowo. Na białym materiale koszuli wykwitła plama krwi. Wpatrywałem się w ciepłą ciecz spływającą mi po palcach prawej dłoni. Nie była to rana, która mogła zwalić mnie z nóg, zwykłe draśnięcie.
    Zareagowałem dostatecznie szybko, żeby drugi strzał nie zdążył paść.
    Wyrwałem pistolet, z drobnej ręki
     - Ty niewdzięczny sukinsynu...

1 komentarz:

  1. No! Nareszcie się zabrałam za to opko. Zamiast pisać ciąg dalszy swojej historii, wiedz, że czytam u Ciebie, ale nie ma czego żałować, bo opowiadanie zapowiada się bardzo fajnie. Jedyne, co mi przeszkadza, to to, że piszesz nierozbudowane zdania i mam takie wrażenie, jakbym czytała telegram z dawnych lat. Serio. Nie pamiętam, czy w poprzednich historiach też tak było, dlatego nic nie porównuję. Zdarza Ci się "zjeść" jakieś słowa, literki, źle odmienić wyrazy, ale jest to do przeżycia. Jedynie, gdyby Ci się konkretnie nudziło, możesz się pobawić w betowanie. Kolejny rozdział zapowiada się ekstremalnie, dlatego będę go niecierpliwie wyczekiwała :). Życzę weny! Mnóstwa weny! I dobrej nocki! Mykam spać.

    Pozdrawiam cieplutko,

    Twoja R ♥.

    OdpowiedzUsuń