Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!

Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

sobota, 26 marca 2016

Spektrum czerni II

      - Zbierasz na komputer? - wypaliłem pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy.
     Pojawienie się pod drzwiami poobijanego dzieciaka nie wróżyło nic dobrego. Nie zdarzyło mi się to wcześniej, jednak biorąc pod uwagę przypadki, o których słyszałem, za chwilę mój mózg mógłby rozmazać się na ścianie. Nie powiedziałbym, że wyszkolenie dzieciaka na prywatnego zabójcę było głupim pomysłem. Pewnie sam posunąłbym się do czegoś podobnego, gdybym chciał się kogoś pozbyć.
      - Nie, ja-
     Głos miał słaby, wysoki jak na nastolatka. Był wątłej budowy. Nie wykluczałem, że to wina wygłodzenia.
     Zaczynałem kombinować, jak go spławić.
     Nie wyglądał groźnie, ale podejrzanie.
      - Złamały ci się skrzypce? - zapytałem, odkładając broń na jej miejsce.
     Pokręcił niemrawo głową. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać albo zemdleć.
     Wyczuwam problem... 
      - No bo - zaczął, jednak przerwał. Obejrzał się za siebie, dostrzegł jednak tylko stalowoszare ściany korytarza.
      - No bo...?
      - No bo jesteś moim tatą.
     . . .
     co?
     . . .
     chwila, chwila, moment!
     niby jakim cudem?
     Parsknąłem zduszonym śmiechem.
     Ciekawe, czy młody zdziwiłby się, gdyby usłyszał, że jestem gejem od wieki wieków i kobiet nawet nie dotykam, jeśli nie muszę.
     Prawdopodobieństwo, że uciekł z domu albo że go z niego wyrzucono, było spore. Ktoś mógł go porwać, choć wątpiłem, by zdołał uciec. Na pewno nie miał co ze sobą zrobić i coś przygnało go akurat pod moje drzwi...
     Chyba, że po prostu wbije mi nóż w plecy, kiedy akurat nie będę patrzył.
     Cóż... może być całkiem zabawnie.

      - Powoli, przecież ci nie zabiorę - mruknąłem, podsuwając swojemu gościowi drugi karton mleka.
     Gdy zapytałem chłopaka o imię, odpowiedziało mi donośnie burczenie w brzuchu. Więc na początek zaproponowałem późne śniadanie.
     Żeby tylko nie zwymiotował...
      - To jak masz na imię? - zapytałem, zanim zdążył ponownie zapełnić sobie usta płatkami kukurydzianymi.
      - Ciel - brzmiała rzeczowa odpowiedź, zastąpiona po chwili cichym, wyrafinowanym mlaskaniem.
      - Dziwne imię - skomentowałem. - Twoja mama to Francuska?
     Siedzący przede mną nastolatek odsunął się nagle na tyle, na ile pozwoliło mu krzesło, na którym siedział.
      - Pół-Fransuska, Pół-Angielka.
     Nieznaczne drgnięcie brwi.
      - Yhym... - nie zdradzałem tego, że zdaję sobie sprawę z jego kłamstwa.
     Żałowałem, że pozbyłem się wszystkich papierosów z domu. Teraz bym nie pogardził nawet chudym, tanim, ruskim skrętem.
      - A jak w ogóle się tutaj dostałeś?
     Na początku pomyślałem, że zrobił portierowi laskę, ale potem to wykluczyłem.
      - Nikt mnie nie zatrzymywał.
     Czyli Hiszpanie to niekompetentne obiboki, a kawa nie zastępuje nikotyny.
      - Więc.. czego tak właściwie oczekujesz, Ciel? - specjalnie przeciągnąłem jego imię. Ludzie zazwyczaj czuli się przez to osaczeni, choć nie miałem pojęcia dlaczego.
     Ręka zastygła mu wpół drogi do ust. Szarpnął nerwowo głową. Po podbródku spłynęła mu jedna samotna łza, która wydostała się spod skrywającej prawy policzek grzywki.
     Cholera, mówiłem, że będą problemy.
     Niepewnie wyciągnąłem rękę w stronę jego twarzy. Blat nie był na tyle szeroki, żebym miał z tym problem, a chłopak nie zdążył zaoponować. Odgarnąłem szare włosy. Zlepione od spodu od krwi, jak się okazało.
      - Szlag... kto cię tak urządził?
     Dzieciak miał podbite prawe oko, a na dodatek kilka świeżo zaschniętych strupów pod nim.
      - Witamy w Mieście Aniołów - stwierdziłem z sarkazmem.
     Jeśli byłby stąd na pewno wiedziałby, gdzie można zarobić łomot i o jakiej porze dnia.

      - Nie ruszaj się.
     Niezasklepione otarcia próbowałem przepłukać wodą utlenioną, jednak dzieciak szarpał się nieznośnie.
     - Powiedziałem, żebyś się nie ruszał - powtórzyłem nieco dosadniej, ściskając nieświadomie mocniej chłopaka za brodę. Znieruchomiał. - Jeszcze gdzieś masz otarcia?
     - Nie.
    Puściłem go.
     - Nie wierzę. Rozbieraj się.
     - Ale-!
     - Chcesz tu zostać czy nie? - syknąłem, odkładając plaster i nożyczki na blat.
    Najwyraźniej zrozumiał aluzję, bo drżącymi dłońmi zaczął rozpinać guziki cienkiej koszuli, w którą był ubrany. Wziąłem w tym czasie tabletkę na rzucenie palenia, choć naprawdę wolałbym znaleźć gdzieś niedokończoną paczkę fajek.
    Nie ma przy sobie żadnych rzeczy poza koszulą na grzbiecie...? Na to wygląda.
    Obejrzałem jego klatkę piersiową. Wyglądała w porządku. Żebra całe, tylko kilka siniaków.
     - Obróć się.
    Zawahał się, jednak zdążył już zrozumieć, że to ja tutaj dyktuję zasady.
     - Ale to się będzie paprać.
    Spotkałem w życiu już niejednego psychola. W tym mieście praktycznie się od nich roiło, choć niewątpliwe trzeba talentu, by napatoczyć się na aż takiego.
    Cięcia nie były zbyt głębokie, nie wymagały szycia. Potrzeba było niebywałej precyzji, żeby wyciąć niemalże idealny okrąg z wpisanym w niego czymś, co kojarzyło się kaduceuszem. Zapewne nie wygoi się do końca.
      - Dam ci ręcznik do zagryzienia, to nie stracisz języka.

      Zostawiłem dzieciaka na chwilę samego. Zasnął wycieńczony na kanapie, więc uznałem go za względnie unieszkodliwionego. Upewniłem się, że nie pobrudzi mi obicia krwią i wyszedłem do salonu prasowego na przeciwko. Kupiłem sobie od razu dwie paczki mentolowych setek.
     Spróbuję rzucić palenie, jak będę miał urlop. Czyli pewnie mi się ta sztuka nie uda.
     Od razu chciałem zapalić. Z przyzwyczajenia zacząłem szukać po kieszeniach zapalniczki, której oczywiście nie było. Przekląłem w myślach. Kilkoro ludzi patrzyło się na mnie podejrzliwie. Na przedramionach miałem kilka plam z zaschniętej krwi, pewnie to dlatego.
     Już mogliby nie przesadzać, każdemu się mogło zdarzyć.
     Pomyślałem o swoim "synu", który teraz odsypiał jakieś traumatyczne przeżycia, jak mogłem się domyślać.
     Mam nadzieję, że nie wpieprzyłem się w jakieś bagno, wpuszczając go do siebie.
     Nie należałem do osób o szlachetnym sercu, ale postanowiłem sprawdzić ogłoszenia o zaginięciach. Nie chciałem zostać pozwany o porwanie i jeszcze Bóg wie o co.


     Nic nie znalazłem. Absolutnie nic.
     Zacisnąłem zęby. Zmiażdżyłem przy tym filtr.
     Rano miałem dobry humor, to go wziąłem. Teraz jestem wkurzony i na dodatek senny.
     Rzuciłem niedopałek do popielniczki. Nie wiedziałem, czy czuję się usatysfakcjonowany wypaloną ilością papierosów czy jednak nie. Zawsze myślałem, że umrę postrzelony na ulicy, ale prognoza przewiduje na tę chwilę raka.
     Przekręciłem się na fotelu, przewieszając nogi przez podłokietnik. Odstawiłem laptopa na stolik do kawy. Splotłem palce dłoni. Odetchnąłem głęboko. W sumie to nie byłem zdenerwowany. No może trochę. Ale głównie zaintrygowany.
     Dzieciak wydawał się być czysty. Nie wyglądał na młodocianego ćpuna ani nic w tym stylu, więc z domu raczej nie wyleciał. Jest duże prawdopodobieństwo, że go napadnięto, ale wtedy nie przyszedłby akurat do mnie. 
     Właśnie. Nie pomyślałem o tym, że on może mnie znać. To oznaczałoby, że ma jakieś powiązania z przestępczym półświatkiem. Ja go nie znam. Co prawda nie obracałem się w tym towarzystwie na co dzień, ale znałem większość ważniejszych osób i ich rodzinę. Naprawdę go nie kojarzyłem. W sumie ktoś mógł sprzątnąć jego rodziców, to się zdarza, ale wtedy raczej skontaktowałby się ze swoją rodziną czy coś. Poza tym skąd znał mój adres...?
     Chyba posuwam się za daleko. Nie mogę wykluczyć, że trafił tutaj przez najzwyklejszy przypadek.
     Zerknąłem na niego. Nadal spał i to dość głęboko. Mógłbym go po prostu wywieźć gdzieś za miasto i zostawić, ale nie byłoby w tym żadnego sensu. Jeszcze ściągnąłbym tym na siebie uwagę. Na posterunek nie mogłem go zabrać z przyczyn oczywistych. Policja wiedziała, co robię, ale nigdy nie udało im się znaleźć niezbitych dowodów. Nie lubiliśmy się przez to, ale czasem bawiła mnie ich dociekliwość.
     Oficjalna wersja jest taka, że zająłem się tym dzieciakiem z nudy. Nic więcej. Pozbędę się go, jak będzie sprawiał problemy. Trochę szkoda byłoby oddać go handlarzom ludźmi. Niewątpliwie jednak jakiś psychol z Europy dobrze by za niego zapłacił. Strzelenie mu kulką w łeb też uznałbym marnotrawstwo. Pasowałby mi do wystroju wnętrza, tylko po co mi on? Nastolatkowie na ogól nie mają żadnych przydatnych umiejętności. Prędzej uznałbym dziesięciolatka wychowanego na ulicy za przydatniejszego od kilkunastolatka wychowanego w domu. Na dodatek zwykle rodziny z półświatka biedne nie są, więc pewnie rączek też sobie pracą nie pokalał. A jednak jakoś udało mu się przeżyć, to może nie będzie taki zupełnie bezużyteczny.

     Pchnąłem lekko drzwi do jedynego nieużywanego pokoju. Sprzątałem tu od czasu do czasu, więc kurz raczej się nie osadzał. Odszukałem włącznik światła na ścianie. Podciągnąłem rolety w popielatym kolorze, ale tylko te nad witryną naprzeciwko salonu. Resztę zostawiłem w spokoju.
    Ciel (nadal uważałem, że to imię jest jakieś podejrzane) jeszcze się nie obudził. Parę razy sprawdzałem, czy w ogóle oddycha. Nie dziwiłem się, że odsypia. Jego skóra miała prawie taki sam odcień bieli, co niektóre ze ścian w apartamencie. Wątpiłem, że jest aż tak blady naturalnie, raczej stawiałem, że to wina ubytku krwi i osłabienia.
     Wyciągnąłem ze schowka komplet pościeli. Została tylko brązowa. Nigdy nie lubiłem jasnych poszewek. W swojej sypialni zwykle miałem czarne lub ciemnoszare, a w pokoju, który zajmował Claude były chyba brudnopomarańczowe. Zasłałem jednoosobowe łóżko. Dopadło mnie trochę dziwne uczucie. Nigdy nie robiłem czegoś takiego dla kogoś. Przynajmniej nie przypominałem sobie, a miałem całkiem dobrą pamięć.
      Prawdopodobieństwo, że Ciel obudzi się przede mną, wydawało mi się niewielkie, jednak na wszelki wypadek postawiłem mu kilka tostów i butelkę wody obok łóżka. Nie wiedziałem, czy go to zadowoli w razie czego, skoro wcześniej zaprezentował taki apetyt.
     Wróciłem do salonu i szturchnąłem lekko śpiącego chłopaka w ramię. Mruknął coś niewyraźnie niezadowolony, ale się nie obudził. Spróbowałem jeszcze raz, ale nic to nie dało.
     Czuję się jak niańka...
     Uznałem, że dalsze próby nie odniosłyby żadnego skutku i po prostu wziąłem go na ręce. Nie powiedziałbym, że zrobiłem to nad wyraz delikatnie, ale usprawiedliwiałem się brakiem wprawy. I tak się nie obudził, więc co za różnica.
     Był lekki jak piórko. Zdecydowanie zbyt lekki, ale czego się można spodziewać po wystających żebrach?

     Tak jak się spodziewałem, chłopak przespał całą noc. Wyglądałem akurat przez okno, kiedy przewracał się na drugi bok. Popijałem mrożoną kawę. Spociłem się w nocy, a jeszcze dodatkowo obudził mnie Claude, które akurat kończył swoją zmianę i koniecznie chciał wpaść. Nie sądziłem, że wytrzyma tylko jeden dzień. To i tak bez znaczenia, skoro mu odmówiłem. Wydawał mi się podejrzanie pobudzony. Pewnie znów ktoś poczęstował go crackiem...
     Kostki lodu stukały o ścianki wysokiej szklanki. Zrobiło mi się trochę lepiej. Ściągnąłem przepoconą koszulkę, po czym odrzuciłem ją na fotel. Szykowałby się kolejny mało ekscytujący dzień, gdyby nie fakt, że w pokoju gościnnym śpi obce dziecko. W sumie lepszy z niego współlokator niż z Claude'a. Przynajmniej na razie.
     Jeszcze nie postanowiłem, co z nim zrobię. W sumie to nie wiem, czego on ode mnie chce. Być może stwierdzi, jak wstanie, że pomylił adresy albo coś w tym stylu. Nie zatrzymywałbym go, jeśli chciałby odejść, bo po co? Problem z głowy, choć głupio byłoby zobaczyć jego martwe ciało w jakimś ciemniejszym zaułku.
     Boska ekonomia. Ktoś umiera, żeby ktoś inny mógł żyć.  
     Kątem oka zauważyłem, jak przeciąga się, a potem sięga po butelkę wody. Odkręciłem mu ją wcześniej. Wątpiłem, by miał siłę, żeby ją otworzyć.
     Nawet bym nie przypuszczał, że potrafię być taki troskliwy.
     Dym unosił się od strony Chinatown. Pewnie znów ktoś podpala śmieci w koszach. To się ludziom chyba nigdy nie znudzi.
     Przez dwie kuloodporne witryny czułem na sobie wzrok nastolatka. Przyzwyczaiłem się do tego, że ludzie na mnie patrzą. Niezależnie od tego, czy mam na sobie koszulę, czy też nie.
     Chyba nie wyjdzie stamtąd dopóki się nie ubiorę.

     Młody był drugą osobą, której przyszło mi robić śniadanie. Pierwszą był oczywiście Claude. Na szczęście chłopak stwierdził, że zadowoli się czymkolwiek, zamiast wymyślić niestworzone potrawy. Jajecznicy nie zaliczała się do skomplikowanych potraw i nie robiło się jej długo, a po minie Ciela wnosiłem, że umiera z głodu.
     Postawiłem przed nim talerz. Jeszcze dobrze się nie obudzi, ale pamiętał, jak używa się widelca. Nie pomyślałem wcześniej, że nie ma żadnych ubrań na przebranie, a cholera wie, ile już chodzi w tych, które ma na sobie.
     Skoro już go przygarnąłem, to nie będę się nim opiekował byle jak.
      - Ty nie jesz? - zapytał się mnie.
      - Nie jestem głodny - stwierdziłem, zaciągając się mentolowym dymem. - Nie przeszkadzaj sobie.
     Mogłem mu użyczyć moich rzecz. Będzie w nich wyglądał zabawnie, ale mógłbym wyprać jego ubrania. Nie chciałem go ciągnąć do sklepu po nowe, nie wyglądał, jakby miał siłę iść gdziekolwiek, więc takie rozwiązanie wydawało się być najlepsze.
     W co ja się wpakowałem? I pod wpływem czego wtedy byłem? To przez brak nikotyny. Na pewno...
     

5 komentarzy:

  1. Pierwsza :) robi sie ciekawie, czekam na kontynuacje :)
    Weny i wesolych swiat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak się cieszę na kolejny rozdział. Seba ojcem... wątpię. Błędów nie zauważyłam, ale to już norma. Nwm co napisać! XD
    Oby Ciel został dłużej u Sebastiana.
    A tak, niech Claude i jego cztery litery sobie idą. (Trochę go nie lubię)

    Ps. Weny przyjacielu.. XD



    Uta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie rzecz biorąc, za Claudem nie szaleję, ale nic nie pobije mojej nienawiści do Hanny i Aloisa ;-;

      Usuń
  4. Kiedy będzie 3 część?
    Czekam, czekam i nic nie ma :'(
    Bardzo mnie tym opkiem zaciekawiłeś i strasznę męczarniá jest czekać tak długo na kolejną część (╥﹏╥)

    OdpowiedzUsuń