Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!

Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

czwartek, 14 lipca 2016

Nauczyciel VIII

     Zdążyłem odłożyć uniesiony do ust kubek na zawalony sprawdzianami z niemieckiego blat, zanim dzwonek okrutnie irytującym, przeszywającym uszy dźwiękiem obwieścił, że skończyła się długa przerwa. Skrzywiłem się mało elegancko. Od rana niemiłosiernie bolała mnie głowa. I to na pewno nie z powodu niechęci do czapek, bo ostatnio wbrew własnym przyzwyczajeniom to cholerstwo nosiłem. Mery, nauczycielka biologi, pożyczyła mi swoje tabletki, gderając coś o guzie mózgu. Nie przejąłem się jej diagnozą. Zwykle wszystkim przepowiadała najgorszy z możliwych wariantów, nawet jeśli objawem był zwykły katar.
      - Rusz się. - Stojący za mną Rafael szturchnął mnie długopisem w łopatkę. - Przykleiłeś się do tego krzesła, siedzisz to już godzinę. - Akurat miałem okienko. - Masz lekcję z ulubioną klasą - dorzucił z sarkazmem. On też miał dzisiaj wyjątkowo paskudny nastrój.
     Miałem ten komfort, że to była moja ostatnia lekcja. Chociaż "komfort" to zbyt mocne słowa, jeśli wziąć pod uwagę to, że to godzina z 2B... I już nawet nie chodziło o całą klasę, tylko o niektóre jednostki...
      - Pro~fe~so~rze~ Se~ba~stia~nie~! - Trzeba było mieć nie lada przeponę, żeby wydrzeć się z drugiego końca szkoły tak, że aż w nauczycielskim dosłyszałem. - Cze~ka~my!
      - Jak uroczo - skomentował Rafael na odchodne.
      - A żebyś sobie włosy przytrzasnął, kudłata szujo.
     Eve prychnęła rozbawiona, po czym dodała coś po niemiecku. Sama już miała fajrant. Została tylko po to, żeby nas powstrzymać, w razie byśmy się chcieli pozabijać. Chociaż, znając ją, zapewne by kibicowała...
      - To ja mykam, złotko. Niech moc będzie z tobą. Nie uduś Malcolma, za bardzo go lubię, żeby umierał.
      - To może poprowadzisz za mnie lekcje?
     Nie licząc na entuzjastyczną odpowiedź twierdzącą, podniosłem się niechętnie z krzesła. Zamroczyło mnie na moment, dlatego oparłem się o oparcie mebla, żeby się nie przewrócić.
      - Na twoim miejscu w ogóle nie wstawałabym dziś z łóżka. Wyglądasz, jakbyś się miał zaraz przekręcić. Może pójdziesz do lekarza?
      - Przeżyję - odburknąłem.
      - Ty tak, ale nie jestem pewna jak będzie z twoim otoczeniem.
     Miałem ochotę zapytać, dlaczego wszyscy mają dzisiaj do mnie jakieś pretensje. Jak zrobiłem coś nie tak, to niech mi to ktoś łaskawie powie, bo się nie domyślę.

     Od wczoraj towarzyszyły mi głównie odgłosy smarkania i chrypienia, a głównym moim zajęciem zostało produkowanie zużytych chusteczek higienicznych, czyli najprościej mówiąc - rozchorowałem się. Przynajmniej faktycznie będę miał jakieś usprawiedliwienie na swoją nieobecność w szkole.
     Siedziałem przy kuchennej wysepce, nachylając się przy tym nad błyskawiczną zupką pomidorową. Nogi zwisały mi jak zwykle kilka centymetrów nad podłogą, co raczej nie pomagało mi zapomnieć o tym, jaki jestem niewysoki. Ostatnio często znajdywałem sobie powody do bycia zdołowanym.
     Mieszałem niemrawo łyżką w kluskach. Miałem to zjeść, a nie szukać w tym skarbu... Nie mogłem wziąć leków na pusty żołądek. Tak przynajmniej twierdziła ciocia An, a jak już postawiła ultimatum, to nie było sensu dyskutować. Poza tym ona tu jest lekarzem, nie ja.
     Kichnąłem prosto w czerwony płyn w niewielkiej misce. Nie zdążyłem się odwrócić. Na szczęście zupa się nie wylała. Wyciągnąłem z kieszeni trochę zbyt dużej bluzy wymiętą chusteczkę, po czym wytarłem sobie nią nos.
      - Yghhh...tragedia - mruknąłem do siebie.
     Gardło nie bolało mnie tak niemiłosiernie jak wcześniej, dlatego przełknąłem trochę makaronu, zanim wziąłem lekarstwa. Przepisano mi tabletki wielkości czopków i ledwo byłem w stanie je połknąć. Nie ma to jak antybiotyki...
     Wróciłem do swojego tymczasowego legowiska. Ulokowałem się na kanapie w salonie i zagrzebałem pod kocem. Podłączyłem laptopa do plazmy i urządzałem sobie maratony. Pogrzebałem trochę w internecie i zdecydowałem, że zacznę od Death Note'a. Uznałem, że nie bez powodu uchodzi za najpopularniejszą serię. Martha, która pisała do mnie smsy na nudniejszych lekcjach. Czyli praktycznie na każdej... Nie wiedziałem, jak ona to robi. Nigdy chyba jej na tym nie przyłapano.
     Obejrzałem już odcinek dwudziesty piąty i nie ukrywam, że jestem rozczarowany...
     Na początku ciężko przychodziło mi przyzwyczajenie się do... stylu animacji? Nie wiem, jak to dokładnie nazwać. W każdym razie przywykłem do nieproporcjonalnych postaci z kreskówek, które teraz oglądałem razem z ciocią, kiedy wracała z pracy.
     Zastanawiałem się, czy się nie zdrzemnąć. Ciężko zasypiałem z zapchanym nosem, dlatego chodziłem zmęczony i niewyspany. Przez to robiłem się też wyjątkowo uciążliwie marudny, ale ciii...
     Wyłączyłem telewizor i zamknąłem laptopa. Pewnie obudzę się, jak ciocia wróci do domu. Przeciągnąłem się i poprawiłem koc, pod którym leżałem. Odwróciłem się plecami do salonu. Głowę miałem przytłaczająco ciężką, jednak nie przeszkodziło mi to w zapadnięciu w sen.
   
     Wstawiłem pranie, które stanowiło ostatnią rzecz na liście "do zrobienia" w dniu dzisiejszym. Odkreśliłem to sobie w notatniku, a potem sprawdziłem godzinę. Za dziesięć dziewiętnasta. No i cały dzień stracony. Nie cierpię prac domowych. Że też mi się zachciało samodzielności i mieszkania samemu.
     Zamknąłem kalendarz, którego używałem do organizowania sobie czasu. Rozważałem zrobienie sobie kawy, ale stwierdziłem, że jest już trochę przy późno jak dla mnie, więc stanęło na papierosie. Absurd patrzył na mnie jakby z wyrzutem, dlatego było mi trochę niekomfortowo. Kot odbiera mi komfort palenia... Może chociaż będzie to jakiś argument do tego, żeby rzucić.
     Powinienem zadzwonić do pana Tanaki. Pomijając fakt, że powinienem go odwiedzić. Miałem to zrobić przy okazji wizyty u Lacroix, ale jakoś nie dałem rady...
     Odłożyłem papierosa do świeżo wyczyszczonej popielniczki i pozwoliłem mu się wypalić.
     Zahaczyłem o aptekę, kiedy wracałem do domu. Chociaż zahaczyłem to złe określenie, bo w sumie nie była mi w żaden sposób po drodze... Mniejsza z tym. Kupiłem sobie proszki przeciw przeziębieniom. Wsypywało się je do ciepłej wody i wypijało. Po wzięciu pierwszego trochę mi ulżyło, ale smakował okropnie.
     Pewnie zaraziłem się gdzieś w szkole. Uczniowie zaskakująco często przychodzą do szkoły zasmarkani. To chyba sabotaż. Celowo przychodzą, żeby pozarażać nauczycieli, a potem nie mieć lekcji. Sprytne...
     Zastanawiałem się, co by zjeść na kolację. W sumie nie byłem zbyt głodny, a poza tym jedzenie samemu to nic przyjemnego. Doszedłem do wniosku, że lepiej poczekać, niż jeść coś na siłę.
     Wypuściłem Absurda na dwór przez drzwi tarasowe. Ochłodziło się, jak zwykle wieczorem, ale skoro chciał... Najwyżej szybko wróci. Sam zaszyłem się w łazience. Od rana marzyła mi się gorąca kąpiel. A już w ogóle kiedy wkurzył mnie Malcolm. Tylko wtedy bym go w niej utopił...
     Zostawiłem szkołę za drzwiami wyłożonego płytkami, których czyszczenie zajęło mi ponad godzinę, pomieszczenia. Rozebrałem się, a ubrania wrzuciłem do kosza na pranie. Swoją drogą zdążyły przesiąknąć zapachem detergentów.
     Napuściłem do wanny gorącej wody. Dolałem trochę płynu jaśminowego, przez co zrobiła się lekko różowa. Zanurzyłem się w niej bardzo powoli. Poczułem jak rozluźniają mi się mięśnie oraz kręgosłup, kiedy zatopiłem się po szyję.
     Wydałem z siebie ciche mruknięcie z przyjemności. Mógłbym tak zostać na wieki. Chociaż jeśli woda wystygnie, to już nie będzie tak dobrze.
     Dość długo leżałem w bezruchu, delektując się rozkosznym ciepłem przenikającym do kości. Wpatrywałem się spod w pół przymkniętych powiek w czarno-czerwone kafelki. W sumie były trochę krzywo położone.
     Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu pomyślałem o Phantomhive'ie. W sumie zaczynałem się martwić. Nie widziałem go w szkole od czasu, gdy go zganiałem. Chyba nic sobie nie zrobił. Chociaż ciężko było powiedzieć, że wyglądał na takiego, co mu na życiu zależy.
    Odegnałem od siebie złe myśli. Na pewno nie zrobił nic głupiego. Pewnie tylko się rozchorował.
    Przyjąłem takie wyjaśnienie za pewne i wmówiłem sobie, że po weekendzie zobaczę go znów na jego miejscu w klasie od geografii.

     Kichnąłem. W sumie nic dziwnego, tylko wylałem przy tym połowę herbaty, którą niosłem sobie do pokoju, bo mną wstrząsnęło przy kichaniu! Yghhh...!
     Miałem już dość przeziębienia. Non stop kichałem, jak nie kichałem to kaszlałem, a jak nie kaszlałem to spałem. A zaraz potem nie spałem, bo znów kaszlałem. Taki interes to ja mam w poważaniu! Już wolę chodzić do szkoły zamiast się tak męczyć.
     Wytarłem powstałą brązową kałużę, a potem schowałem się do swojego pokoju, klnąc na czym to świat stoi. Od tego całego chorowania bolały mnie wszystkie kości. W ogóle nie czułem, żebym zdrowiał, wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że mi się pogarsza.
     Zagrzebałem się pod świeżo zmienioną kołdrą. Pogoda była okropna. Deszcz bębnił o szybę znajdującego się nade mną okna. Na dodatek wiało tak mocno, że gałęzie drzew się wyginały. Przerażający widok. Trochę jak tajfun.
     Dzisiaj nie mogłem siedzieć przed telewizorem, bo ciocia tam zasnęła. Słabo by było, jakbym ją obudził. Dlatego siedziałem w swoim pokoju i próbowałem czytać. Chociaż wychodziło mi to średnio, bo przez własne smarkanie co pięć sekund nie mogłem się skoncentrować.
     Odłożyłem książkę, którą ciocia przywiozła mi rano z księgarni. Pewnie odnosiła wrażenie, że nudzi mi się w domu. Nieszczególnie tęskno było mi do ludzi. Już od dawna marzył mi się odpoczynek od szkolnego hałasu.
     Wydawało mi się, że ciężko będzie mi nie myśleć o profesorze Michaelisie, ale przyszło mi to nadzwyczaj łatwo. Cieszyłem się z tego, nawet jeśli znaczyło to, że tak naprawdę nie darzyłem go żadnym głębszym uczuciem. Nawet nie wiem, jakim sposobem udało mi się od tego tak szybko odciąć. Zupełnie jakbym nie miał z tym nic wspólnego.
     Westchnąłem. Nie chciało mi się ruszyć z łóżka, żeby wypić ocalałą resztkę herbaty. Ostatnio okropnie się rozleniwiłem. Planowałem iść do Eliota i pożyczyć od niego zeszyty, ale pogoda obróciła moje plany w niwecz. Piękna sobota. Jutro podobno ma być tak samo.
     Myślałem, że będę się bardziej smucić w ciągu swojego wolnego, jednak humor miałem całkiem w porządku. Dobijała mnie choroba, a nie problemy życiowe.
   
     Wpatrywałem się w korytarz wypełniony gimnazjalistami z różnych klas. Przypadł mi dyżur na parterze pomiędzy czwartą a piątą lekcją. Zastępowałem Arcadiusa, który dostał zapalenia ucha czy czegoś takiego.
     Zaraz mnie zaczną boleć uszy, tak tu głośno, że można ogłuchnąć. 
     Phantomhive nie rzucił i się w oczy. Nie widziałem w sumie dziś w ogóle jego klasy. Nie żebym się szczególnie martwił o tą hałastrę, ale liczyłem na to, że Ciel na mojej lekcji się jednakowoż pojawi.
     Przeszedłem się wzdłuż korytarza dwa czy trzy razy, a potem skończyły mi się obiekty, na których mógłbym zawiesić oko. W piątek ktoś się zajął przyozdabianiem drzwi do klas. Najwyraźniej nikomu nie spodobał się ich biały kolor. Nie powiedziałbym, że wyszło to źle, chociaż przy sali do historii można się było bardziej postarać. Pozostawało pytanie, jak długo te drzwi pozostaną w dobrym stanie. Chyba pomalowali je jakąś farbą.
     Zerknąłem na zegarek, który wisiał w holu. Za minutę powinien być dzwonek, więc chyba nikt się nie pogniewa, jak już sobie stąd pójdę. Wszedłem na schody, zerkając jeszcze za siebie. Zobaczyłem część trzeciej klasy wychodzącej z korytarza prowadzącego do hali sportowej i biblioteki, ale Ciela wśród nich nie dostrzegłem. W sumie łatwo byłoby mu schować się w tłumie chłopaków mających już około metra osiemdziesiąt...
     Po dzwonku miałem lekcje z pierwszakami z klasy C. Lubiłem mieć lekcje z pierwszymi klasami. Jeszcze nie uważali, że mogą sobie na wszystko pozwalać, chociaż czasem zachowywali się okropnie dziecinnie, jeśli spuścić z nich oko. Poniedziałkowe lekcje zwykle mijały szybko. Nim się obejrzałem pierwszaków zastąpili trzecioklasiści. 
     Rozejrzałem się po klasie, ale Phanotmhive'a nadal nie było. Poprawiłem okulary i zabrałem się za sprawdzanie listy obecności. Kiedy doszedłem do piętnastego numera, który należał do nieobecnego chłopaka, zapytałem, czy ktoś nie wie, co się z nim dzieje. 
      - Chory jest - odpowiedziała mi Martha, pochłonięta grzebaniem w swoim popisanym piórniku. 
      - Rozumiem. 
     Nie powiedziałbym, że kamień spadł mi z serca, ale poczułem ulgę. Pewnie na dniach znów pojawi się w szkole. I wszystko znów będzie we względnej normie.

     Włączyłem sobie kolejny odcinek Fullmetal Alchemist, które stanowiło drugą pozycję na liście do obejrzenia podczas choroby. Wątpiłem, że się z tym wyrobię, bo odcinków było ponad pięćdziesiąt, ale zapowiadało się całkiem nieźle. 
     Wyjąłem ostatnie ciastko z pudełka, jednak zanim zdążyłem je w całości zjeść, przyszedł do mnie sms. Ciocia pisała do mnie, kiedy miała chwilę przerwy w pracy, ale tym razem wiadomość dostałem od Marthy. 
     "Sebuś o ciebie dopytywał"
     Wiadomość została opatrzona uroczym, różowym serduszkiem. 
     Wcale mnie to nie rozśmieszyło. 
     Odłożyłem komórkę na stolik do kawy, który zawaliłem kubkami po herbacie, soku i gorącej czekoladzie. 
     Nie wzruszyłem się tym ani odrobinę. 
     Totalnie to zignorowałem.
     Dobra, kogo ja próbuję oszukać! Podekscytowałem się tym jak nienormalny. Ale oczywiście nie dawałem tego po sobie poznać, pomijając podejrzany wyszczerz na twarzy. Cały czas próbowałem ignorować myśli, które kręciły się wokół tej jednej osoby, a tu tak chamsko sprowadzono mnie do parteru i uświadomiono, że jednak się nim interesuję. 
     Czyli jednak jestem beznadziejnym przypadkiem... 
     Zrobiło mi się trochę wstyd za swoją niekonsekwentność, bo przecież po raz kolejny obiecałem sobie, że odsunę się od katechety jak najdalej się da, a znów nie do niego ciągnie. Porażka na całej linii... 
     Posiedzę jeszcze trochę na chorobowym i poczekam na rozwój wydarzeń. Napisałem do Marthy, żeby w razie czego o wszystkim mi raportowała.
     Czyżby moja nieobecność zmartwiła pana profesora...? 
     
     Odhaczyłem rozmowę z panem Tanaką. Praktycznie powinien przejść już na emeryturę, a zachowuje się, jakby był młodszy ode mnie. Zawsze zazdrościłem mu optymizmu, a także entuzjazmu, którym potrafił obdarzyć nawet najmniejszą drobnostkę. Przypomniał mi, że mogę go odwiedzać, kiedy tylko zechcę.
     Absurd wskoczył mi na kolana, błyskawicznie zwijając się na nich w kulkę. Pogłaskałem go za uchem, na co zamruczał. 
     Jeszcze dwa tygodnie i święta, pomyślałem. Dołowały mnie takie święta. Jeszcze przy okazji skończę dwadzieścia siedem lat, nie mam się z czego cieszyć. 
     Szary kotek zasnął. Przeczesywałem palcami jego gęste, prążkowane futerko. Starałem się o nie dbać, chociaż Absurd nie lubił bycia pielęgnowanym.
     Może wybierzemy się na święta na stare śmieci?
     Zostawiając w spokoju kwestię zagospodarowania sobie wolnego czasu, wróciłem do chwili obecnej. 
      Obracałem niespokojnie komórkę w prawej dłoni. Odkąd wróciłem do domu zastanawiałem się, czy powinienem zadzwonić do Phantomhive'a. Oczywiście nie powinienem tego robić, przecież dałem mu do zrozumienia, że wymienianie ze sobą wiadomości jest w naszym przypadku nieracjonalne. 
     Mógłbym zadzwonić do jego ciotki. Ale jeśli jej coś o mnie powiedział...bez sensu!
   
     Próbowałem wymyślić, jak przykuć uwagę swojego nauczyciela w jakiś subtelny sposób. Nie mogłem go przecież otwarcie zaczepiać w szkole, przecież to absurdalne. Moment. Już samo obmyślanie tego jest absurdalne. 
     W internecie szukałem jakichś historii, dotyczących takich związków. Jak się domyślałem, zdarzało się to, ale wyłącznie w liceum. Tylko takie przypadki opisano. 
     Jest jakaś szansa, że w za rok będę wyglądać bardziej pociągająco, ale...jest ona niewielka. Pewnie jeszcze maturę będę pisać z dziecięcym wyglądem. Może urosnę jeszcze odrobinkę, ale macho ze mnie będzie żaden. 
     Nawet nie wiem, czy profesor Sebastian jest w stanie być z mężczyzną. Mój wychowawca kiedyś żartował coś na ten temat, ale przecież nie mogę się na tym opierać. Załamka. Wszyscy mówią, że najlepiej być sobą, ale kiedy byłem sobą, to mnie odepchnął... Powodów dlaczego to zrobił mogło być sto, a ja nie znałem żadnego. Mogłem się tylko domyślać. Załamka do kwadratu. 
     Przedyskutuje to z Marthą, może ona na coś wpadnie. 
     Powinienem się zbierać powoli do spania. Było całkiem późno, ale jeszcze nie byłem zbyt senny. Ostatnio rozregulował mi się rytm dobowy. Chodziłem spać po północy i wstawałem koło południa.
    Pokój skąpany w przyjemnym dla oka półmroku, rozświetlił przez chwilę ekran komórki. 
     - Hmmm? - nabrałem zwyczaju wydawania dziwnych dźwięków, kiedy jestem sam.
    Chwyciłem niewielkie urządzenie leżące po prawej stronie od laptopa. Momentalnie zmienił mi się wyraz twarzy ze zdołowanego na złowieszczo uśmiechniętego nastolatka.
    Na samym dole kolumny wiadomości od mojego katechety pojawiło się:
    "Wracaj do zdrowia" 
---------------------------------------------------------------------------------------
Hejcia. Dawno mnie tu nie było :x...
Wybaczcie ludzie ;-; !
Dopadł mnie wakacyjny leń, to po pierwsze.
Po drugie, stresowałem się wynikami rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych, ale udało mi się dostać do swojego wymarzonego liceum ^ ^" Choć już mnie odrobinę przeraziła zapowiadająca się ilość nauki ;-; ...
W każdym razie postaram się teraz pisać już regularnie i jak najwięcej, bo w liceum może być u mnie krucho z czasem.
Dziękuję wszystkim tym, którzy zostawiali komentarze pod rozdziałami , te ponaglające także, bo zmotywowało mnie to do pisania.
No to cóż... do zobaczenia :3

5 komentarzy:

  1. Jeeeej! Nauczyciel! Nareszcie! Ubóstwiam Cię w tym momencie człowieku. Tęskniłam za tym... rozkminki Ciela itd. Rozdzialik super. Sebcio martwi się o biednego Ciela. Jak słooooodko (Dziwna jestem. Wiem... nie zwracaj uwagi). Próbowałam sobie wyobrazić reakcję Ciela, gdyby Sebastian jednak do niego zadzwonił, ale dziś jest dziwny dzień i moja zwykle bujna wyobraźnia śpi, więc nie wyszło. Tak z innej beczki... gratuluję dostania się do wymarzonego liceum. Ja też się denerwowałam rekrutacją, ale się udało i zmieściłam się w technikum. Ufff... Cóż jeszcze mogę dodać? Rozdział mi się spodobał (chyba zaraz przeczytam go jeszcze raz) życzę weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuje dobra kobieto ^ ^
      Nauczyciela pewnie będzie teraz sporo, bo chcę go skończyć do końca wakacji (hahahaha...marzenie ściętej głowy). Już sobie wymyśliłem historię do samego końca, więc pozostaje tylko pisać.

      Usuń
  2. Hej :>
    Gratuluję dostania się do liceum, a także cieszę się, że w końcu dodałeś rozdział "Nauczyciela"(Nareszcie mam coś ciekawego do czytania)
    Przy okazji Ciel: Nie ma jak to sobie nakichać do zupy, a potem ją zjeść XD (do tej pory z tego leję)
    Rozdział jak zawsze świetny i już się nie mogę doczekać kontynuacji.
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu to jego zarazki xD! Ja to w sumie kicham na sucho, ale za to co dziesięć minut przez cały rok z przyczyn niewiadomych ;u;

      Usuń
    2. Hejka:3 Kiedy możemy się spodziewać następnego rozdziału?

      Usuń