Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!

Krótka zapowiedź nadchodzących zmian!
Nie przedłużając, niedługo do obiegu wejdzie blog. Tak, kolejny. Wiem jestem pod tym względem nieznośny. Nie przemyślałem czegoś na początku i teraz robię zamieszanie. Chciałbym jednak, żeby zawierał on moją całą "tfurczoźć" w jednym miejscu. Więc byłyby tam Fragmenty, Nauczyciel, Spektrum i opowiadania pisane od września. Myślę, że nie jest to zły pomysł, a mi prościej będzie monitorować swoje postępy w pisaniu. Pierwsze dwa blogi nadal będą działać i pojawiać się na nich będą nowe rozdziały. Zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej jest natrafić na Fragmenty niż na wszystko, co powstało później, dlatego też tak a nie inaczej. To chyba wszystko. Jakby koncepcja się zmieniła, to dam znać. Czy ktoś ma coś przeciw?

środa, 29 czerwca 2016

Spektrum czerni VI

     Przyglądałem się, jak powoli cień w sypialni zostaje zastąpiony przez światło słoneczne. Wślizgiwało się przez odsłonięte okno i już dłuższą chwilę pełzało po łóżku. Jasna skóra niewielkiej osoby wydawała się błyszczeć, zupełnie jakby była z muślinu lub atlasu. Przynajmniej te jej skrawki, które wychylałby się spod materiału kołdry i piżamy.
     Ciel spał blisko mnie. Powiedziałbym, że zdecydowanie za blisko. Nie dotykał mnie jednak, tak jak umówiliśmy się w nocy. Choć wtedy zasypiał po przeciwnej stronie łóżka, a ja nie sądziłem, że przesunie się na jego środek.
     Wpatrywałem się w z wolna unoszące się w rytm spokojnego oddechu żebra. Siedziałem, opierając się plecami o ścianę, dlatego mogłem się mu poprzyglądać bez przeszkód. Leżał plecami w moją stronę. Było mi lekko szkoda, że nie mogłem przyjrzeć się jego łopatkom, choć nie do końca rozumiałem dlaczego. Wzdrygnąłem się, kiedy przechylił lekko głowę. Włosy opadły mu na oczy.      Nie obudził się. Ręce skierowane w stronę skraju łóżka, próbowały coś chwycić, ale za moment poprzestały.
     Zastanawiałem się, jakim sposobem może spać tak spokojnie. Pozostawał zupełnie nieświadomy, kiedy teoretycznie mogłem zrobić z nim wszystko, na co akurat miałbym ochotę.
     Z wolna postawiłem stopy na chłodnych, ciemnych panelach. Nie byłem pewien, czy chciałbym być pierwszą osobą, którą zobaczę po otworzeniu oczu. Jak tak o tym myślałem, nie przypominałem sobie sytuacji, w której ktoś mógłby bezpośrednio patrzeć, jak się budzę. Rzadko kto ze mną spał. Ostatnio tylko Claude, ale to dlatego że doprowadzał mnie czasem do tragicznego stanu wycieńczenia, więc musiałem przy nim zostać, nie mając siły, by wstać z łóżka i iść spać do siebie. Nigdy nie pieprzyłem się z nikim we własnej sypialni i pod tym względem nic nie miało się zmienić.
     Zostawiając otwarte drzwi, wyszedłem zjeść jakieś śniadanie zanim wyjdę. Niespecjalnie miałem ochotę przygotować coś sensownego, dlatego zdecydowałem się na omlet. Rano raczej nie bywałem głodny, dlatego często nie jadałem nic do pory lunchu.
     Podczas szukania składników, doszedłem do wniosku, że musiałbym wybrać się na zakupy. Może popołudniem albo wieczorem.
     Delektując się smakiem mocnej kawy, zastanawiałem się, czy rano zawsze w apartamencie było tak cicho. Nie, zanim pojawił się tutaj Ciel, słuchałem porannych audycji radiowych. Nawet jeśli nie lubiłem przytłaczającego entuzjazmu, którymi one emanowały, a wakacyjne reklamy denerwowały mnie, to w jakiś sposób pomagały mi doprowadzić się do stanu używalności. Nadawały tempo nijakiemu porankowi.
     Włożyłem brudne naczynia do zlewu i z kubkiem kawy w ręku poszedłem do garderoby.  Nie szukałem ubrań na trening zbyt długo. Przeważnie odkładałem je w jedno miejsce. Ciel nie zajmował się porządkowaniem garderoby, dlatego wszystko zostało na swoich miejscach. Garnitury na lewo, rzeczy na co dzień na prawo.
     Planowałem przebiec się do kortu tenisowego i z powrotem, dlatego zmieniłem torbę na mniejszy plecak, z którym prościej będzie się poruszać. Włożyłem do niego butelkę wody i portfel. Zanim ubrałem buty, wróciłem się do sypialni po komórkę. Zirytowałem się, widząc chłopaka zwiniętego w kulkę na lewej połowie łóżka... Nie trzeba chyba tłumaczyć, że to moja połowa...

      - Trevor, no! Weź go w końcu ograj, bo za bardzo się panoszy!
      - Zamknij się!
     Trevor, rozproszony przez krzyki przyglądającego się grze Teddy'ego, źle odbił piłkę. Akurat przed końcem trzeciego seta. Gdyby nie to prawdopodobnie skończyłoby się na remisie.
      - Ted, jak mogłeś?! - zirytowany szatyn zbiegł z gorącego jak patelnia kortu i momentalnie znalazł się przy lekko zdezorientowanym krzykaczu. Zaraz potem wspomniany został solidnie zdzielony rakietą tenisową w łeb. - Tyyy!
      - Urocze - mruknąłem, przyglądając się im.
     Teddy, nie wiedziałem jak właściwie ma na imię, może nie grał zbyt dobrze, ale za to szybko biegał. Dlatego udało mu się uniknąć uduszenia.
     Kiedy dzieciarnia ganiała się dookoła, usiadłem w cieniu na ławce. Jakaś grupka licealistek lub studentek, coraz trudniej było je odróżniać, grała w tenisa na korcie za zielonym ogrodzeniem.  Zapatrzyłem się na nie, przez co zapomniałem podłożyć któremuś z biegających nogi, żeby zakończyć tę dziecinadę. Grały lekko nieudolnie, choć musiałem przyznać, że były całkiem zgrabne. Pewnie zaraz przyjdzie do nich ten przygłupi kark, który od niedawna udaje tutaj trenera.
      - Podoba ci się ta cnotka w rybaczkach? - Trevor zaprzestał ganiać Teda i usiadł obok mnie, dysząc ciężko.
      - Hmmm? Powtórz, chyba źle usłyszałem.
      - No patrzysz w jej stronę.
     Przetworzyłem powoli usłyszane informacje, a następnie parsknąłem mieszanką irytacji i niedowierzenia.
      - Słyszysz siebie? Chyba umknął ci pewien szczegół.
      - Ale patrz. Czarne krótkie włosy, szeroka w ramionach, wysoka ~...
     Blondyn wyszczerzył się idiotycznie, ukazując świeżo wybielone zęby.
      - Albo się zamkniesz albo będziesz zbierać wybite kły połamanymi rękami...
     Obserwowałem kątem oka jego reakcję. Przez chwilę chyba wziął groźbę całkiem serio i  odrobinę odsunął się przezornie. Zastanawiał się, czy odpowiedzieć mi cokolwiek, aż w końcu wypalił:
      - Chyba cię dopadł syndrom niedopchnięcia.
     Spojrzałem na niego spod byka, co ostatecznie skłoniło go do uciszenia się. Potem zakomunikowałem mu, że wracam do siebie. Napiłem się wody, zanim po raz kolejny zacząłem kilkukilometrowy bieg.

     Kiedy otworzyłem drzwi mieszkania, pot praktycznie spływał ze mnie wąskimi stróżkami. Odetchnąłem z ulgą, gdy zatopiłem się w cudownym chłodzie. Oparłem się ręką o ścianę przedpokoju, zostawiając na niej wilgotny ślad dłoni. Uspokoiłem oddech, a potem zdjąłem z siebie plecak, który przywarł do mokrych pleców.
     Dopiero gdy ściągnąłem buty, zauważyłem, że radio gra dość głośno. Kurde, jakaś piosenka z dwa tysiące któregoś. Z jakiejś europejskiej dziury... mniejsza z tym.
     Miałem zamiar iść prosto do łazienki, ale gdy wyszedłem zza rogu zaliczyłem zderzenie z Cielem ciągnącym za sobą odkurzacz. Na kilka sekund jego przydługa grzywka przykleiła się mojej spoconej piersi.
      - Bleee! Śmierdzisz! - Chłopak odsunął się błyskawicznie, niemal przewracając o ciągnięty za sobą odkurzacz.
      - Zdarza się najlepszym - odpowiedziałem, a następnie obszedłem go nonszalanckim krokiem. - Wrzuć do prania. - Lekko rzuciłem mu przepoconą koszulkę na głowę w geście odwetu. - Tylko żeby nic jej nie zafarbowało.
      - Zastanowię się - odburknął, gdy znikałem za drzwiami łazienki.
     Od kafelków bił jeszcze przyjemniejszy chłód. Zrzuciłem z siebie spodenki razem z bielizną i wskoczyłem pod prysznic. Wyjątkowo w takich chwilach przedkładałem go nad wannę, ponieważ szybciej pozbywałem się w ten sposób nieprzyjemnego poczucia lepkości. Dość długo stałem bezczynnie, pozwalając swobodnie spływać wodzie po swoim ciele. Odgarnąłem włosy przylepione do czoła, żeby nie szukać szamponu na ślepo. 
     Radio, które grało w całym domu, najwyraźniej nastawiło się na hity sprzed dziesięciu lat. Praktycznie każdy pokój miał wmontowaną w ścianę radiową instalację, dlatego mogłem słuchać tego samego co zajmujący się sprzątaniem Ciel... a niestety miałem za daleko, żeby ją wyłączyć.
     Żeby tylko nie puścili Timberlake'a ... Okay, reklama kosmetyków z letniej linii może być...
     Z łazienki wyszedłem umyty i wypachniony, ale przede wszystkim głodny, na dodatek zmęczony. Dlatego zamiast zabrać się za przygotowywanie czegoś do zjedzenia, ubrałem się, a potem uwaliłem na kanapie. Wyciągnąłem szyję, żeby zobaczyć, co robi moja nieoficjalna, chłopięca pokojówka. Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w jego odsłonięte zgrabne nogi, kiedy akurat zajmował się myciem podłogi w kuchni.
     Miałem zawołać go, żeby zapytać, czy chciałby ze mną jechać na zakupy, ale zamiast tego zacząłem dość bezpardonowo gapić się na jego tyłek. Zdecydowanie wypadałoby kupić mu więcej jeansowych szortów, bo wyglądał w nich zaskakująco dobrze.
     Wyszło na to, że zapytałem go dopiero, gdy skończył.
      - A muszę? - zapytał niepewnie.
      - Trochę - mruknąłem, niezbyt zadowolony z jego odpowiedzi.
      - W takim razie pojadę. - Nie był zachwycony tym pomysłem, ale na niego przystał. - Tylko się przebiorę.
      - Pójdę już do garażu. Trafisz tam?
      - A nie mógłbyś poczekać? To zajmie mi moment.
     Nie dając mi szansy na odpowiedź, zniknął w swoim pokoju.
     A mogłem zainwestować w zeberki albo papużki, kiedy był czas...

     Chłopak w hipermarkecie nie oddalał się ode mnie na krok. Przechodziliśmy pomiędzy półkami po kolei z pominięciem alejek, po których nie było sensu się rozglądać. Ze sprzętem ogrodniczym, z rowerami...Trzeba było kupić jedzenie, proszek do prania (Ciel marudził, że się skończył), płyn do naczyń, kawę, moje fajki...
     Nastolatek zdążył wpakować do koszyka pieczywo, musli, płatki kukurydziane, makaron, precle, mąkę i cukier, jakąś herbatę, kawę, którą mi podpijał, zgrzewkę soku pomarańczowego, cztery kartony mleka, od groma mandarynek, kilo trzydzieści jabłek, paczkę orzechów. Nie powstrzymywałem go przed wybieraniem tego, co chciał. Wkurzyłem się, kiedy zaczął pytać o każdą możliwą rzecz, więc stanęło na tym, że może brać, co zapragnie. Zacząłem żałować tej decyzji, kiedy stanął pomiędzy półkami ze słodyczami... Po szóstej czekoladzie przestałem zwracać uwagę na to, co ściąga z półek. Przez pobyt u mnie najwidoczniej był na czekoladowym odwyku, bo czekoladę u mnie znaleźć można było co najwyżej w jogurcie. Kiedy o tym pomyślałem, rozglądaliśmy się właśnie za jogurtami. Ciel wziął sobie deser waniliowy.
     Szliśmy dalej pomiędzy lodówkami. Jak zdążyłem zauważyć na szarej koszulce nastolatka zaczęły odznaczać się dwa, niewielkie punkty. Uśmiechnąłem się mimowolnie na taką reakcję na zimno. Na szczęście nikogo naprzeciwko nas nie było, dlatego nikt też nie widział tego podejrzanego wygięcia warg.
     Ogólnie rzecz biorąc po sklepie kręciło się niewielu ludzi. Zapewne dlatego, że większość z nich przesiadywała teraz w pracy. Galerię, w której aktualnie się znajdowaliśmy wypełniały w większej części nastolatki, które najwyraźniej nie miały w wakacje nic lepszego do robienia od pałętania się po sklepach.
      - Co na obiad? Kaczka? - zapytałem, próbując odszukać ją wśród innego mięsa.
      - Obojętnie - odmruknął, gasząc moją ambicję przygotowania czegoś pożywnego i smacznego.
Wyciągnąłem to, co było trzeba i poszliśmy dalej. Zamyśliłem się nad czymś mało konkretnym i przez chwilę przestałem zwracać uwagę na otocznie. Dla sprostowania przez dłuższą chwilę. Kiedy otrząsnąłem się z całkiem przyjemnego stanu nieświadomości, musiałem się zorientować, gdzie w ogóle poszedłem. Wylądowałem pomiędzy wieszakami z koszulkami damskimi.
     Rozejrzałem się wokół siebie i doszedłem do raczej niezbyt optymistycznych wniosków.
     Primo, zgubiłem dzieciaka.
     Secundo, koszmarne bluzki w panterkę najwyraźniej wróciły do mody.
     A teraz wracając do problemu numer jeden... Gdzie ta mała łajza się podziała... ?
     Wróciłem na główną alejkę, która dzieliła całą sklepową halę na dwie połowy. Znowu się rozejrzałem. Ani śladu Ciela.
     Hmm... może mówił, że idzie do toalety, a ja oczywiście tego nie zauważyłem. Ewentualnie jakiś psychol go do niej zaciągnął, żeby obciąć mu włosy, wyprowadzić z galerii, a potem sprzedać w całości lub w częściach... Albo po prostu gdzieś się tu kręci.
     Zakładając najbardziej optymistyczny wariant, zacząłem błądzić między półkami w poszukiwaniu swojej zguby. Nie śpieszyło mi się zbytnio, jeśli się zgubił to pewnie teraz sam mnie szuka. Prędzej czy później na siebie wpadniemy.

     Drugi raz wracałem się po swoich śladach. Zaczynałem się trochę denerwować. Chłopak przepadł jak kamień w wodę. Zaraz po zakupach mieliśmy iść na obiad. Wyjątkowo byłem w stanie przystać na taką opcję, ponieważ Ciel zjadł tylko śniadanie, a znając go, powinien być już głodny. Mam nadzieję, że nie podjada pistacji z działu z owocami, w którym szukałem go już trzy razy.
     Zastanawiałem się, czy by tego nie zgłosić ochronie, ale postanowiłem jeszcze trochę sam go poszukać. Poszedłem do części, w której dzisiaj akurat jeszcze mnie nie było. Nie wiedziałem już, gdzie indziej miałbym go szukać. Zaglądałem nawet do przebieralni stojących w dziale z ubraniami.
     W alejce ze sprzętem ogrodniczym nastolatka nie było. Nie znalazłem go przy artykułach papierniczych, nie chował się też pomiędzy oponami. Zaczynałem powątpiewać w to, czy go sam znajdę, aż, chcąc nie chcąc, nie zahaczyłem o półki wypełnione zabawkami. 
     Przystanąłem przy koszu z pluszowymi misiami. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy tak właściwie osoba przyglądająca się czemuś na półce, jest Cielem. Spodziewałbym się go raczej w dziale z elektroniką niż z zabawkami.
     Wydawał się być na tyle zafascynowany oglądanymi przedmiotami, że mnie nie zauważył. Patrzyłem, jak przechadza się wzdłuż regału, na którego widok można było dostać ataku epilepsji. Nie wiedziałem, jak powinienem zareagować. Nie byłem pewien, czy nie pozwoliłem mu tutaj przyjść i po prostu biegałem jak kot z pęcherzem, próbując go znaleźć, podczas gdy w ogóle się nie zgubił. Po chwili namysłu stwierdziłem, że najlepiej zwyczajnie do niego podejdę. W sumie mogliśmy już chyba wychodzić.
     Chrząknąłem, żeby uświadomić chłopaka o swojej obecności. Obejrzał się, żeby na mnie spojrzeć.
      - Coś ty taki zblazowany? - zapytał, przyglądając mi się z uwagą.
      - Jaki? Czekaj, ktoś jeszcze używa takiego słowa? - Poczułem się głupio, bo nie potrafiłem sobie przypomnieć, co owo słowo oznacza.
     Nastolatek westchnął, ignorując moje zmieszanie, i wrócił do przyglądania się ustawionym na półkach produktom. Podążyłem za jego wzorkiem.
     Ciel dość intensywnie wpatrywał się w dużego, pluszowego psa, którego przednie łapy zwisały z krawędzi najwyższej półki. Spojrzał na mnie, znów na psa i znów na mnie. Nie potrzeba było zdolności telepatycznych, żeby zrozumieć, o co mu chodziło.
      - Chcesz z nim spać? Jest większy od ciebie...
      - Nie tylko ja sypiam z większymi od siebie - wciął mi się w zdanie.
     Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, ile jeszcze razy ktoś mi "łaskawie" przypomni o Claudzie.

     Po mojej prawej stronie trzasnęły drzwi. Miałem przypomnieć Cielowi, że nie cierpię, kiedy ktoś mi trzaska drzwiami od samochodu, ale zrezygnowałem. Powoli zaczynałem już być zmęczony dniem dzisiejszym, a jeszcze planowałem zabrać chłopaka do fryzjera. Wątpiłem, żeby był zachwycony tym pomysłem, dlatego nic mu o tym nie wspomniałem.
     Włączyłem klimatyzację. Nad miastem zebrały się chmury, ale nadal było cholernie gorąco. Urok nagrzanego asfaltu. Liczyłem na to, że dzisiaj również będzie padać i zrobi się choć odrobinę chłodniej. 
     Na szczęście ulice nie były przesadnie zatłoczone, bo wyrobiliśmy się przed godzinami szczytu. Stanie w korku w czterdziestu stopniach, to nic fajnego. O ile jeździło się dość przyjemnie, to znalezienie miejsca parkingowego nie poszło już tak gładko. Nie narzekałem na brak umiejętności zaparkowania samochodu równolegle, ale jak jakiś patałach mi przytrze lakier, to się... nieważne...
     Ciel wysiadł od strony chodnika i zaczął rozglądać się po okolicy. Znajdowaliśmy się na granicy z chińską dzielnicą, więc kontrast pomiędzy jedną stroną ulicy a drugą stanowił dość ciekawy widok. Puknąłem chłopaka w ramię, żeby przestał gapić się na namalowanego na szyldzie czerwono-złotego smoka i poszedł we wskazanym przeze mnie kierunku. Wydawał się być zawiedziony, że oddalamy się od zapachu jedzenia, które biło od Chinatown.
      - Nie idziemy na chińszczyznę? - zapytał, podążając za mną.
      - Za moment możemy pójść. - Chociaż miałem większą ochotę na włoską kuchnię.
     Doszedłem pod zakład fryzjerski, do którego zwykle chodziłem. Dekoracja na witrynie zdążyła się zmienić od mojej ostatniej wizyty. Harper zmieniała ją średnio sześć razy w roku i średnio sześć razy w roku Audrey denerwowała się, że zrobiła to bez jej wiedzy. Harper i Audrey królowały niepodzielnie  w tym przybytku. Audrey jako manicurzystka a nie fryzjerka.
     Pchnąłem drzwi, na których umieszczono godziny otwarcia wypisane beznadziejnie różową czcionką, przy czym rozległ się irytujący dźwięk tego durnego, staroświeckiego dzwonka, którego jeszcze siłą nie ściągnąłem ze ściany.
     Chłopak wślizgnął się za mną. Wyglądał, jakby już się domyślił, po co tu przyszliśmy. Rozejrzał się po podłużnym pomieszczeniu.
      - Kogo moje oczy widzą~ - usłyszałem, a po chwili pojawiła się przy mnie Audrey.
     Jak zwykle nienagannie ubrana businesswoman kazała mi się rozsiąść na kanapie obitej brązową skórą. Ona zajmowała się tutaj wystrojem wnętrza, który na szczęście praktycznie się nie zmieniał. Ciel wzbudził w niej nieskrywane zainteresowanie, dlatego też od razu zaczęła wypytywać o setkę spraw, co w moim mniemaniu było akurat mało profesjonalnym zachowaniem z jej strony. Po momencie przestałem chociażby próbować zrozumieć, o co pyta.
     Rozpiąłem dwa górne guziki koszuli, zanim Ciel stwierdził, że jest adoptowany. Powstrzymałem się od głośnego i przewidywalnie niecenzuralnego zapytania, co on w ogóle śmiał powiedzieć i przyjąłem do wiadomości, że tymczasowo taka będzie oficjalna wersja.
     Audrey prawie popsuł się jej perfekcyjnie zrobiony koński ogon, kiedy zaczęła ekscytować się jeszcze bardziej. Harper wystawiła kasztanową głowę ponad półściankę, za którą pracowała. Obie z sióstr(wspomniałem, że to siostry?) nie grzeszyły wzrostem, były mniej więcej wzrostu Ciela. Skinęła mi głową, a potem znów zmierzyła wzrokiem podekscytowaną bliźniaczkę (chyba wypadałoby napomknąć, że to bliźniaczki). Nie komentując tego w żaden sposób, zajęła się z powrotem swoim zajęciem, cokolwiek w tej chwili robiła.
      - Do rzeczy - przerwałem kobiecie, która nakręciła się jak katarynka. - Harper musi obsłużyć chłopaka, bo niedługo jego włosy zaczną żyć własnym życiem.
      - Rozumiem. Jak cię obciąć? - zapytała. - Czy może powinnam zapytać ciebie? - zwróciła się do mnie.
     Zanim nastolatek zdążył stwierdzić, że w ogóle nie chcę żeby ktoś go strzygł, bo po jego wyrazie twarzy wnosiłem, że ma na to wyraźną ochotę, przedstawiłem kobiecie, jakbym to widział.
      - Da się zrobić. Chodź. - Pociągnęła Ciela za sobą.
     Leniwie wstałem z kanapy. Nie zamierzałem dopuścić, że Harper zrobiła mu na głowie jeszcze większy bałagan, niż miał teraz, dlatego poszedłem za nimi. Minąłem się z jakąś kobietą, która najwyraźniej pofarbowała sobie przed chwilą włosy na czerwono i zamierzała wyjść. Zmierzyła mnie raczej mało przyjemnym spojrzeniem. Prychnęła, kiedy znalazła się za moimi plecami.
     A tej o co się rozeszło?
     Zignorowałem ją, stwierdziłem, że nigdy nie zrozumiem kobiet, i poszedłem dalej. Bliźniaczki zdążyły posadzić chłopaka na fryzjerskim fotelu. Najwyraźniej nie trzeba będzie użyć pasów w celu unieruchamiania go.
     Zdziwiłem się, widząc jego odbicie w lustrze. Wyglądał na przerażonego.

      - Zadowolony? - zapytał mnie z wyrzutem, przeglądając się w szybie.
     Harper skróciła mu to, co trzeba. Tam gdzie było można zostawiła trochę dłuższe i jeszcze wygoliła mu trochę włosów nad lewym uchem. Tak podobno teraz jest w modzie.
      - A ty jesteś zadowolony? - Wskazałem na ogromnego psa, którego za sobą taszczył.
     Rasa nieznana, rzekomo spaniel.
     Zostawiliśmy siebie bez odpowiedzi. Nalałem sobie szklankę zimnej wody. Przy okazji rozważyłem ponowny prysznic. Na razie stanęło na tym, że ściągnąłem koszulę. Powiesiłem ją niedbale na okiennej klamce. Bo przecież do kosza na pranie było tak daleko... rozleniwiłem się...
     Ciel wziął na plecy pluszaka większego od siebie i poczłapał z nim do swojego pokoju, usiłując na mnie nie patrzeć. Uśmiechnąłem się lekko. Nadal lubiłem wzbudzać zainteresowanie.
     Rozsiadłem się w fotelu. Wyciągnąłem nogi w stronę okna, a dłoniom pozwoliłem bezwładnie zwisać. A przynamniej jednej, bo w lewej nadal trzymałem szklankę. Przymknąłem oczy.
      - Idealnie.
     Przed dłuższą chwilę delektowałem się cudowną ciszą. Zastanawiałem się, czy nie położyć się spać. W tak błogim stanie może udałoby mi się usnąć bez większych problemów.
     Wzdrygnąłem się, kiedy ktoś, nie trudno było się domyślić kto, położył mi dłonie na ramionach. Prawie upuściłem przy tym szklankę. Nie potrafiłem zlekceważyć palców sunących w górę mojej szyi, a nie chciało mi się zbytnio otwierać oczu.
      - Idź sobie - mruknąłem, chcąc odgonić od siebie nastolatka.
     Nic nie powiedział, ale też nie ruszył się z miejsca, ani nie zabrał swoich rąk. Po chwili wznowiły one swoją wędrówkę po moim ciele. Ty razem ich dotyk był dużo bardziej pewny siebie.
      - Powiedziałem, że masz sobie iść - powtórzyłem dobitniej.
     Ucisk drobnych palców, który jeszcze przed chwilą czułem na ramionach, zniknął. Chłopak jednak nie odszedł, tak jak mu kazałem. Stał nade mną, zapewne patrząc, jak powoli zaczynają marszczyć mi się brwi. Jeszcze mi się przez niego zrobi zmarszczka pomiędzy nimi...
      - Już mnie nie chcesz? - wypalił.
      - Co? - Niechętnie otworzyłem oczy. - Co to ma do rzeczy?
     Odwróciłem się, żeby móc go zobaczyć. Odsunął się. Głowę pochylił tak, że nie mogłem dostrzec jego zasłoniętej przez włosy twarzy.
      - O co ci chodzi? - zapytałem znowu, ale i tym razem mi nie odpowiedział.
     Odłożyłem szklankę na podłogę i wstałem, żeby do niego podejść. Odsuwał się jeszcze bardziej, aż w końcu wpadł na ścianę, po której osunął się na podłogę. Schował głowę pomiędzy kolana. Usłyszałem, że łka. Nie wiedziałem, czy powinienem podchodzić do niego czy też nie. Z drugiej strony nie mogłem go przecież tak zostawić. To chyba oznacza, że jeszcze jakieś tam sumienie mam.
     Przyklęknąłem przy nim, kładąc mu powoli dłoń na włosach. Odsunąłem delikatnie na bok grzywkę, której nie dał sobie przyciąć. Zerknął na mnie kątem oka. Nie próbował uciekać. Ponownie odwrócił zaszklony wzrok. Najwyraźniej zrozumiał, że oczekuję na jakieś wyjaśnienie, bo po chwili powiedział:
     - Nie chcę znów zostać sprzedany.
     Po jego policzkach zaczynało płynąć coraz to więcej i więcej niewielkich kropelek. Nie usłyszałem z jego strony już nic więcej, dlatego byłem zmuszony dopowiedzieć sobie resztę. Domyślałem się, że zachowywał się w stosunku do mnie tak a nie inaczej, bo już ktoś go wykorzystywał. Potem zapewne mu się znudził i trafił do kogoś innego. Na razie nie znajdywałem innego wyjaśnienia.
     Zanim zdążyłem znaleźć odpowiednie słowa, żeby go uspokoić, dodać mu otuchy czy cokolwiek innego, rzucił mi się na szyję i przez łzy wyszeptał do ucha.
      - Jeśli mnie teraz wyrzucisz... - mówił zbyt cicho i niewyraźnie, dlatego go nie zrozumiałem - ... nigdy nie otworzył mi drzwi.

3 komentarze:

  1. Cześć. Czytam twojego bloga od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz się odzywam. Wybacz. *Pada na kolana, składa ręce do modlitwy i prosi o wybaczenie* Ogólnie rozdział bardzo przyjemny, powiem szczerze, że "Spektrum czerni" mnie zaciekawiło, ale ja trochę pospamuję pytaniem, kiedy dodasz nowy rozdział "Nauczyciela", bo ta historia też mi się spodobała i nie mogę się doczekać kolejnego opka. Tak, więc widzisz... ja tu czekam z niecierpliwością, a tobie życzę weny, która jest bardzo potrzebna (wiem, bo sama prowadzę bloga o tematyce Kuroszowej; jakbyś chciał poczytać to zapraszam serdecznie: http://historialilirachelphantomhive.blogspot.com/). No i to wszystko na dzisiaj. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejcia ^ ^
      Bardzo dziękuję za miłe słowa, ostatnio cierpię na ich niedobór ;-;
      Nauczyciel powinien się pojawić, jak tylko wrócę do domu, bo na razie przebywam na wakacyjnej banicji i nie mam za bardzo dostępu do komutera, a na tablecie nie pisze się jakoś super wygodnie.
      Pozdrawiam :3

      Usuń
    2. Hejcia ^ ^
      Bardzo dziękuję za miłe słowa, ostatnio cierpię na ich niedobór ;-;
      Nauczyciel powinien się pojawić, jak tylko wrócę do domu, bo na razie przebywam na wakacyjnej banicji i nie mam za bardzo dostępu do komutera, a na tablecie nie pisze się jakoś super wygodnie.
      Pozdrawiam :3

      Usuń