Z urodzinową dedykacją dla Rhii, która nie ma dla mnie czasu -3-
  ----------------------------------------------------------------- 
     Nosiło mnie dzisiaj. 
Byłem w trakcie rzucania palenia, a mój nałóg należał do jakże 
niewielkiej grupy odstresowujących moją osobę rzeczy, więc nikogo nie 
powinno dziwić to, że jestem cholernie rozdrażniony. W dodatku praca, 
którą musiałem sumiennie wykonywać, nie zaliczała się do lekkich i 
przyjemnych. Zwłaszcza, gdy przychodziło robić transakcje z 
półmózgami...
     Westchnąłem, wyglądając 
przez przeszkloną ścianę. Większość apartamentów miała właśnie takie 
ściany. Cóż poradzić na wciąż zmieniającą się modę? Moje mieszkanie nie 
odbiegało pod tym względem od innych. Mnie osobiście to nie 
przeszkadzało. Lubiłem patrzeć na miasto. Na moje miasto. Jednak nie 
lubiłem go słuchać. Od hałasu bolała mnie głowa. Na szczęście wszystko 
było idealnie wyciszone. Nieciekawie robiło się wtedy, gdy musiałem 
wyjść z mego azylu na dłużej. Ale w końcu taka praca.
     Los Angeles wyglądało w
 nocy zachwycająco, mimo że lata jego świetności dawno już przeminęły, a tutejszy smog można kroić nożem. Nie uważałem się za osobę o godnym podziwu zmyśle 
artystycznym, ale starałem się doceniać takie rzeczy. W końcu nie 
wybrałbym tego miasta na swoje leże, gdyby mi się nie podobało. Choć 
czasem ciągnęło mnie na jakieś odludzie w północnej części kraju, nie 
mogłem zostawić interesu samego sobie. Dotychczas nie znalazłem sobie 
kompetentnego podwładnego, który zająłby się robotą pod moją 
nieobecność. Poza tym walki okolicznych gangów były całkiem niezłym interesem. 
     Jednak domek przy granicy z Kanadą byłby dla mnie istnym rajem...
     Wszedłem do kuchni. 
Wyciągnąłem z lodówki puszkę Coca Coli, ale nabierałem ochoty na coś 
mocniejszego. Nieczęsto sięgałem po alkohol. Wolałem pozostawać w stanie
 pozwalającym na szybką reakcję, dlatego dawałem się skusić co najwyżej 
na kieliszek wina lub szampana. 
     Powinienem położyć się 
do łóżka, ale czekałem na ważny telefon z Portugalii. Musiałem przystać 
na postawione przez Portugalczyków warunki, dlatego czekałem aż się ze 
mną skontaktują w środku nocy w mojej strefie czasowej.
     Przed chwilą dzwonił 
Claude. Chciał przyjść. Zdenerwował się, kiedy usłyszał odmowę. Nie 
miałem czasu ani ochoty na jego zabawy. Zwyzywał mnie, a potem się 
rozłączył. Zawsze tak było, gdy z jakiegokolwiek powodu nie mogłem 
spędzić z nim nocy. Złość mu przejdzie, jak tylko libido podskoczy. A ja
 po prostu pozwolę mu wrócić.
     To było głupie nawet dla
 mnie, a jednak zgadzałem się na takie traktowanie od ponad roku. 
Wysłuchiwałem jak miesza mnie z błotem, a potem witałem z otwartymi 
ramionami i rozłożonymi nogami. W gruncie rzeczy nasza znajomość nie 
znaczyła dla mnie zbyt wiele. Wstąpiłem kiedyś do klubu, w którym był 
barmanem. Ja byłem napalony, a on chętny. W sumie to tyle. Nie łączyło 
nas nic poza seksem. 
     Upiłem łyk gazowanego 
napoju. Przyjemne zimno rozjaśniło mój umysł. Pozbyłem się wszystkich 
paczek papierosów z mieszkania, więc nie mogłem złamać swojego 
postanowienia, a po wyrzutach Claude'a miałem na to cholernie wielką 
ochotę. 
     Zerknąłem na zegarek. 
Pół godziny spóźnienia. Nie cierpiałem spóźnień, zwłaszcza w 
transakcjach. Ale można się tego było spodziewać po Portugalczykach...
     Zadzwonili dwie godziny 
po umówionym czasie. Tłumaczyli się problemami z policją i spowodowanym 
nimi zamieszaniem, jednak nie odczuwałem potrzeby przysłuchiwania się tym
 bzdurom.
     Umówiliśmy się, co do 
ceny towaru, daty i miejsca odebrania. Przy transporcie nie powinny 
wyniknąć żadne komplikacje. Mogłem się już bez przeszkód położyć spać.
     Sen jednak jak na złość 
nie przychodził. Noc naigrywała się ze mnie, odmawiając ukojenia. 
Tabletki nasenne mi nie służyły. Robiło mi się po nich niedobrze, a nie 
dawały efektu.
     Pomyślałem, że to przez 
zbyt niską temperaturę w sypialni mam problemy z zaśnięciem. Natychmiast
 porzuciłem ten pomysł. Uwielbiałem chłód.
     Leżałem na plecach. Wpatrywałem się w idealnie gładki, ciemnoszary sufit. W ciszy słychać było tylko mój lekko rzężący oddech. 
     Zrezygnowałem z 
wypoczynku. Przeciągnąłem się, po czym wstałem. Przeczesałem włosy 
palcami. Podszedłem do okna i podciągnąłem żaluzje do góry. Jeszcze nie 
świtało, ale miasto jaśniało cudownie na tle czarnego nieba. Tęskniłem 
za widokiem gwiazd, których nie oglądałem już od dawna. 
     Oparłem się czołem o 
zimną szybę. Niekiedy zastanawiałem się, ile siły potrzeba, by ją 
rozbić. Była kuloodporna, jednak po zyskanych doświadczeniach nie brałem
 takich rzeczy za pewnik.
     Zerknąłem w dół na 
przejeżdżające samochody oraz przechodzących ludzi. Z szesnastego piętra
 byli tacy maleńcy. Jak przyjemna mogła wydawać się wizja pastwienia się
 nad nimi niczym nad mrówkami.
     Zostawiłem w spokoju 
ludzi za oknem i poszedłem do przylegającej do sypialni łazienki. Tu 
również nie było zbyt ciepło. Lubiłem chłód, zwłaszcza ten, bijący od 
czarnych oraz białych płytek.
     Przystanąłem przed 
sporym lustrem, aby się w nim przejrzeć. Mogłem spokojnie powiedzieć, że
 wyglądałem młodziej, niż powinienem. Jakieś cztery lata młodziej. 
Chociaż dwadzieścia dziewięć lat to wcale nie tak dużo, czułem się 
staro. Pewnie dlatego, że dorosłem zbyt wcześnie. Nie do końca z mojej 
inicjatywy, ale już tego nie zmienię. 
     Chciałbym jeszcze 
znaleźć sposób na nacieszenie się życiem. Bez potrzeby wzbudzania 
endorfin bólem. Tylko sporty ekstremalne sprawiały mi jeszcze 
przyjemność. Zakochałem się w skokach spadochronowych. Gdy byłem 
nastolatkiem, pasjonowała mnie wspinaczka górska. Zdobyłem szczyt 
Robsona i Logana. Marzyłby mi się jeszcze McKinleya.
     Rzucić wszystko i wyjechać na Alaskę. Jaka piękna wizja. Zająłbym się połowem krewetek albo homarów. 
     Ale nie. Przecież ja od tego już nie ucieknę. Na pewno nie teraz, jeśli w ogóle kiedykolwiek. 
     Podejrzewałem, że mam 
Skandynawskie korzenie i dlatego tak kocham zimno. Choć moje ciemne 
włosy i oczy przeczyły temu, to kolor skóry przypominał ten należący do 
Norwegów. Do wyglądu wikinga było mi daleko. Nie należałem do słabeuszy,
 jednak brakowało mi muskulatury. Stres mi ją zżerał, ale taką moja 
praca. 
      - Zawsze mogło być gorzej, prawda? - zapytałem własnego odbicia. 
     Zdjąłem z siebie 
bieliznę, która pełniła funkcję piżamy. Rzuciłem ją do kosza na brudne 
rzeczy. Nie wiedziałem, jak długo pozwalałem ciepłej wodzie spływać po 
moim ciele. Godzinę może. Westchnąłem. Zupełnie się wyłączałem, kiedy 
wchodziłem pod prysznic. W wannie praktycznie zasypiałem.  
     Wytarłem się pośpiesznie. Nie wysuszyłem włosów. Lubiłem, gdy mokre kosmyki łaskotały mnie po karku.
     Narzuciłem na siebie 
szlafrok w szarym kolorze. Przeszedłem do salonu i rozłożyłem się na 
kanapie. Ponownie zacząłem wpatrywać się w widok za oknem. Mieszkałem w 
jednym z najwyższych apartamentowców w mieście. Panorama widoczna z 
moich okien naprawdę zniewalała. 
     Położyłem się na plecach, gdy poczułem narastające podniecenie. Przywykłem do tego, zaraz przejdzie.
     Zaczynało świtać. Trzeba
 by było się ruszyć i przygotować śniadanie. Nie korzystałem z usług 
obsługi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś dotyka moich 
rzeczy. Już w ogóle dokumentów i innych nagromadzonych w gabinecie 
papierów. 
     Przeszukałem kuchenne 
szafki. W sumie nie miałem na nic ochoty, ale coś zjeść musiałem. 
Zdecydowałem się na musli z jogurtem brzoskwiniowym. Jadłem powoli, jak 
zwykle w domu.  Na mieście stołowałem się rzadko. Jeśli już to 
najczęściej zaciągnięty do restauracji przez Claude'a. Choć on i tak 
"zasugerował mi", żebym nauczył się gotować. Perwersje są różne, a ja 
przynajmniej radzę sobie z gotowaniem. 
     Ciekawe, czy jeszcze dziś skończy się fochać,
 pomyślałem, gdy spojrzałem na leżącą na kuchennym blacie komórkę. 
Wziąłem ją do ręki. Nikt do mnie nie pisał, ani nie dzwonił. Skrzynka 
mailowa również była pusta. 
     Wszystko wskazywało na to, że zapowiadał się dzień wolny. Może w końcu udałoby mi się zdrzemnąć?
     Rozejrzałem się po 
mieszkaniu. Urzędowałem tu od kilku lat, jednak wszystko wyglądało tak 
samo surowo jak w dniu, w którym się tu wprowadziłem. Tylko niektóre z 
kolorowych grzbietów książek przełamywały czarno-białą monotonię. Może 
jednak zmiana lokum coś by pomogła. Chociaż trochę.
     Od razu po posiłku umyłem ubrudzoną miskę. Ze zmywarki korzystałem nieczęsto, nie chcąc rozleniwiać się zbyt bardzo. 
     Poszedłem się ubrać. 
Garderoba przylegała do mojej sypialni. Przejrzałem wiszące na 
wieszakach po mojej prawej stronie ubrania, szukając czegoś w sam raz na
 dziś. Wybór padł w końcu na czarną koszulę i szare jeansy. Najczęściej 
nie chodziłem po domu w butach, jednak miałem zamiar wyjść za chwilę do 
miasta. Nie widziałem potrzeby zakładania eleganckiego obuwia, więc 
ubrałem zwykłe trampki. To zabawne, że pewnie nikt z kim robię interesy 
nie poznałby mnie w takim stroju z włosami nie zaczesanymi na żel.
     Zapiąłem swój srebrny 
zegarek, prezent od Claude'a, i wróciłem do kuchni. Chciałem zaparzyć 
sobie porządną kawę. Kawa zwykle poprawiała mi humor. Zdążyłem nastawić 
ekspres, gdy w apartamencie rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Zdziwiłem się. 
Poza Claudem raczej nikt mnie nie odwiedzał. Akwizytorzy zwykle nie 
zaglądali do budynków takich jak ten, więc nawet nie rozważałem, że może
 to być któryś z nich. 
     Podszedłem do drzwi. 
Dzwonienie powtórzyło się. Na wszelki wypadek wyciągnąłem broń z szafki 
stojącej przy drzwiach wejściowych. Odetchnąłem i otworzyłem drzwi, 
spodziewając się pistoletu wycelowanego w moją głowę.
     Ku niemałemu zaskoczeniu za progiem nie czekał na mnie nikt wrogo nastawiony. Nawet nikt dorosły.
     Ujrzałem przed  sobą drobnego, lekko poobijanego nastolatka.
----------------------------------------------------------------- 
Obiecany pierwszy rozdział (chociaż może bardziej prolog...)!
Mam nadzieję, że się spodobało i dacie mi o tym znać. Komentarze jednakowoż bardzo podnoszą marale i chęć do pisania ^ ^" ...
A tak w ogóle to życzę wszystkim przyjemnie spędzonych Walentynek!
Hejo ! :D
OdpowiedzUsuńNominuje cie do Lba! :D :D
Więcej informacji znajdziesz tutaj <3 --->http://czy-to-koniec-maleca.blogspot.com/2016/02/lba-ciekawostki-z-opowiadania-3.html
Czemu Seba tak bardzo przypomina mi tu Izayę? XD Co tu dużo pisać... Super rozdzialik^^ Ja wiedziałam że Sebastian i Claude to taka psycho miłości ^d^ I taki Ciel ni wiadomo skąd:') Next!!! Weny życzę i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNida
Jestem zaciekawiona :D i czekam na kolejne rozdzialy, tak wiec weny
OdpowiedzUsuńWincyj! <3
OdpowiedzUsuń